![]() |
| (c): Harino |
Pairing: hunhan
Rating: G
Gatunek: dramat, AU
Beta: Enji (najlepsza beta ever! ;;; v ;;;)
Ostrzeżenia: śmierć jednego z głównych bohaterów
Od autora: Mój pierwszy i o s t a t n i dramat, przysięgam. To nie na moje nerwy. Mam zbyt miękkie serce. ; v ; Aczkolwiek jestem zdziwiona, że tak gładko mi szło, bo ostatnie trzy strony same się napisały w jeden dzień. Nie mam pojęcia jakim cudem. Pisałam, pisałam, a wieczorem stwierdzam, że przede mną ostatni (najgorszy ._.) akapit. Trochę nie byłam przekonania co do takiego zakończenia, ale się przemogłam i nie zmieniłam. Enjoy? Ja przepraszam... ;;;; u ;;;;
Wszyscy mówią, że Czas leczy rany. Że to właśnie Czas pozwala nam zapomnieć o kimś, kogo straciliśmy. Że potrzeba Czasu, by kogoś dobrze poznać. Że tylko dzięki Czasowi możemy pokochać innego człowieka.
Był wyjątkowo deszczowy, wtorkowy
poranek. Godzina ósma nadchodziła wielkimi krokami, a Luhan w biegu poprawiał
skórzaną torbę, która co chwilę zsuwała się z jego drobnego ramienia, drwiąc w
myślach z ludzi, którzy tak naiwnie wierzą w czas. Czuł obrzydzenie na sam
dźwięk tego słowa. Kojarzyło mu się tylko z żalem. Jego matka wciąż powtarzała,
że z czasem będzie czuła się coraz lepiej. Zakłamana, wprowadzała w tę pułapkę
wiary także i jego.
Ściągnął z głowy czarną beanie i
odgarnął rude kosmyki grzywki, opadające na jego oczy, gdy stał już w
szpitalnym holu i kłaniał się przechodzącym obok niego pielęgniarkom.
Zacisnął palce na torbie i zamknął
oczy, modląc się, by zmierzający w jego kierunku wysoki blondyn nie zabił go na
miejscu.
-
Siódma trzydzieści, Luhan! Siódma trzydzieści! – usłyszał tuż przed swoją
twarzą i jedna, jedyna myśl, która przeszła mu wtedy przez głowę to ,,Już po mnie’’.
-
Autobus mi uciekł. Przepraszam, Yifan. To naprawdę już się nie powtórzy,
przyrzekam… - skulił się nieco w akcie skruchy, aby jakoś udobruchać swojego
przełożonego. Był w pełni świadomy, że to, iż Kris jeszcze go nie
wyrzucił, to dar niebios. Każdy inny pracodawca wywaliłby go na zbity pysk.
-
Masz pacjenta. Wszystkie dane są już w gabinecie.
Otworzył drzwi, na których wisiała
plakietka z jego nazwiskiem i wszedł do środka razem z Minseokiem i Jongdae, którzy pojawili się
nagle obok niego, nie wiadomo skąd. Xiumin od razu rozłożył się na czarnym,
skórzanym fotelu na kółkach, stojącym przy biurku, a Chen za to dopadł leżące
na nim papiery.
-
Naprawdę nie macie co robić? – westchnął cierpiętniczo, odkładając nieco mokry
płaszcz na wieszak.
- W
sumie… W sumie to nie. Wiesz jaki jest Kris. Nie da świeżo upieczonym lekarzom
żadnego ciężkiego przypadku, bo jeszcze zabijemy mu pacjenta. Jakąś poobijaną
pierdołę też nie, bo ,,jesteśmy na to zbyt ambitni’’. Kretyn. – Jongdae
uśmiechnął się idiotycznie i wrócił do przeglądania trzymanych w ręku kartek.
- So… W najgorszym wypadku wylądujecie na
ostrym dyżurze. Ja mam już pacjenta. – wywrócił oczami, zakładając kitel. Podszedł do przyjaciela i
wyrwał mu papiery z rąk.
-
Ano, wiem. Fajny chłopaczek. Trochę młody, ale fajny.
Nie skomentował tej jakże złotej
myśli Chena. Wykopał kolegów z gabinetu, samemu udając się do miejsca, w którym
leżał… Oh Sehun?
Salę nr 178 zajmował przystojny, młody chłopak o blond włosach i – to
nawet on musiał przyznać – ślicznym uśmiechu, którym obdarzał parę siedzącą
przy jego łóżku; zapewne rodziców. Lekarz poczuł nieprzyjemny, wręcz bolesny –
nie tyle fizycznie, co psychicznie – ucisk w klatce piersiowej na wspomnienie o
chwilach spędzonych z obojgiem rodzicieli.
-
Dzień dobry. Jestem Luhan, lekarz prowadzący. Jak się czujesz? – zapytał, wciąż
studiując historię choroby Sehuna, a potem spojrzał na niego, by jeszcze raz
dokładnie mu się przyjrzeć.
-
Już lepiej, ale bóle w klatce piersiowej dopiero ustają, mimo że leki podali mi już jakieś półgodziny temu – odpowiedział bez wyrzutu, taksując medyka wzrokiem. Miał
przyjemną dla oka twarz.
-
Doktorze, czy to coś poważnego? – wtrąciła się kobieta siedząca przy łóżku, gdy
przytaknął na odpowiedź chłopaka. Ścisnęła mocniej dłoń swojego – jak
przypuszczał – syna, a na jej twarzy malowała się ogromna troska, co z kolei
wywołało kolejne ukłucie w sercu Luhana.
-
Jeszcze nie wiem, proszę pani. Dopiero po wykonaniu najważniejszych badań będę
w stanie powiedzieć coś więcej. Państwo jesteście rodzicami Sehuna, tak? – zrobił
pauzę, spoglądając to na blondyna, to na parę siedzącą obok. Mężczyzna skinął
głową na potwierdzenie. – Czy ktoś z państwa lub z rodziny cierpiał na choroby
serca? Pytam, ponieważ bóle w klatce piersiowej mogą mieć podłoże
kardiologiczne.
Rodzice w odpowiedzi zaprzeczyli,
więc Luhan opuścił salę, aby zlecić Chanyeolowi przeprowadzenie podstawowych badań.
* *
-
Kardiomiopatia przerostowa – padła diagnoza z ust młodego lekarza, stojącego
nieopodal drzwi. Wraz z jego słowami, podpierająca się przy łóżku matka Sehuna
upuściła trzymany w dłoniach kubek z kawą. Jedyną rzeczą, której nienawidził w
tej pracy, były postawiane diagnozy, które niekiedy niszczyły chęci do walki
chorym i ich rodzinom. – Jest jakieś 10% szans na to, że się mylę,
jednak… Inna opcja wydaje mi się być niemożliwa. Diagnozę wykluczy lub
potwierdzi echokardiografia dwuwymiarowa, która wykazuje przerost lewej komory.
Spoglądając
w tamtej chwili na Sehuna, ciężko było wyczytać z jego twarzy to, jak przyjął
wiadomość o swojej chorobie. Jego ciemne oczy wpatrywały się w tylko jemu znany
punkt, gdzieś w głębi pomieszczenia. Jedynie dłonie zaciśnięte na białej,
szpitalnej pościeli mogły powiedzieć coś obserwatorowi.
-
Mogłabyś zostawić nas na chwilę samych? Proszę, mamo… - zwrócił się do matki,
odchrząkając, żeby pozbyć się chrypki. – Umrę? – zapytał beznamiętnie, patrząc
hardo na Luhana, gdy kobieta opuściła salę.
-
Sehun, ja… Nie wykonałem jeszcze najważniejszego badania, więc jeszcze nic nie
wiad…
-
Przestań – syknął, nie pozwalając mu dokończyć. – Nie próbuj wzbudzić we mnie
fałszywej nadziei, kiedy kilka minut temu mówiłeś, że na 90% to właśnie to.
-
Część chorych na kardiomiopatię przerostową jest narażona na udar mózgu,
niewydolność serca lub nagły zgon, ale… Ale to nie oznacza, że musi ci się to
przytrafić. Tę chorobę można leczyć. Można przeprowadzić ablację, czyli
kontrolowane uszkodzenie przerosłej mięśniówki. Można też ją usunąć. W marginalnych przypadkach można klasyfikować się też do transplantacji serca,
ale to w najgorszym wypadku.
Pogoda z każdym kolejnym dniem
robiła się coraz bardziej deszczowa i ponura. Zupełnie jakby podzielała rozpacz
rodziców i przyjaciół Sehuna, gdy wyniki echokardiografii dwuwymiarowej
potwierdziły diagnozę postawioną przez Luhana.
Sam diagnozujący również nie mógł
się w ostatnich dniach pochwalić dobrym samopoczuciem. Suche żarty Chena teraz
już w ogóle go nie śmieszyły. Prawdę mówiąc – nie śmieszyły go nigdy. Bardziej
zabawne wydawało mu się być kretyństwo ich autora.
Sehun gasł z każdym dniem coraz
bardziej, jakby miał obawy, że stanie się coś złego. Być może jego przeczucia były
słuszne, bo jego stan pogarszał się z każdym dniem coraz bardziej, ale Luhan
starał się wyprzeć myśli, że się o niego martwi. Przecież ten chłopak był tylko
jego pacjentem, nie było takiej opcji, aby złe samopoczucie, które mu
towarzyszyło, było sprawą złego stanu zdrowia Oh. Takie przepuszczenia były
wręcz absurdalne.
Sam pacjent nie mógł narzekać na
szpitalną samotność, bo gdy jego rodzice – bądź jeden rodzic – odjeżdżali,
przychodzili jego przyjaciele. Dwójka chłopców, na oko w wieku Sehuna. Jeden był
dość wysoki o ciemnej karnacji i czarnych włosach. Drugi zaś trochę niższy, z
jasnymi włosami i nieco rozczulającym uśmiechem.
Luhan mijał ich właśnie, wychodząc z
gabinetu Yifana, który oznajmił mu iście pocieszającą rzecz – że ma zostać na
noc w szpitalu na wypadek, gdyby na nocnym dyżurze potrzebowaliby dodatkowego lekarza.
Wizja nocy spędzonej w szpitalu
wbrew pozorom wydawała mu się być całkiem dobra. Ostatnio cierpiał na
bezsenność i naprawdę cieszył się, że dziś nie będzie musiał przekręcać się z
boku na bok, poprawiać co chwila poduszkę i kołdrę przez kilka godzin tylko po
to, by zasnąć na niespełna godzinę, może dwie.
Wstąpił do sali, w której leżał
Sehun, aby zapytać go jak się czuje i czy przypadkiem nie potrzebuje jakiś
leków przeciwbólowych.
Chłopak półleżał, grając na konsoli.
Luhan musiał przyznać, że dziś wyglądał o niebo lepiej. Jego skóra wydawała się
nie być już przesadnie blada, a oczy jakby nabrały blasku. Widać było, że
obecność przyjaciół dobrze mu służy.
-
Jak się dziś czujesz? – zapytał, chowając telefon do kieszeni kitla. Nie chciał
spóźnić się na lunch z Junmyeonem i Chanyeolem.
- O
dziwo lepiej niż ostatnio. – Sehun odetchnął głęboko i odłożył konsolę na
szafkę stojącą przy łóżku, opadając na miękką poduszkę.
- To
bardzo dobrze. Widać, że leki działają, ale i tak nie wyjdziesz stąd za szybko.
Prawdopodobnie zrobimy ablację ze względu na stadium choroby i dopiero wtedy
zobaczymy, co dalej – uśmiechnął się do
niego nieśmiało, a blondyn tylko przytaknął na znak, że rozumie. Luhan doszedł
do wniosku, że nie ma co dalej drążyć tematu, bo Sehun najwidoczniej nie chce
rozmawiać o swojej chorobie. Zapewne dopiero godził się z myślą, że ma chore
serce, a Luhan doskonale go rozumiał. Będąc na jego miejscu – jemu też ciężko
byłoby przyswoić taką wiadomość. – No nic, będę już szedł. Gdybyś czegoś
potrzebował – pielęgniarki są do twojej dyspozycji. Ja w sumie też. – Wychodząc
usłyszał perlisty śmiech Sehuna, który był prawdopodobnie odpowiedzią na jego
ostatnie zdanie.
Reszta dnia minęła nadzwyczajnie
szybko i gładko. Sehun czuł się dobrze i tylko raz poprosił o coś na ból w
klatce piersiowej, choć to znów wcale nie cieszyło Luhana. Mimo to w obecności
blondyna starał się tego po sobie nie pokazywać, żeby nie martwić go
niepotrzebnie.
Wieczorem znów nie wiedział, co ma
ze sobą zrobić. Kumple byli w domu, Yifan zajmował się papierami, a
pielęgniarki nie wydawały mu się być najlepszymi kandydatkami do rozmowy, więc
wypił kawę i postanowił zobaczyć, co u Sehuna.
-
Nie śpisz jeszcze? – zapytał cicho, zamykając drzwi. Chłopak oddychał głęboko i
ciężko – zapewne bóle w klatce piersiowej powróciły, więc zanim zajął miejsce
na jednym z krzeseł stojących przy łóżku, wyciągnął z szufladki strzykawkę i
lek przeciwbólowy, który wstrzyknął mu do kroplówki.
-
Nie mogę spać, nie wiem czemu. Nocny dyżur, huh? Więc jutro cię nie będzie?
Trafię jednorazowo w inne ręce? – blondyn spoglądał ukradkiem na swojego
lekarza, bawiąc się własnymi palcami. Prawda była taka, że lubił na niego
patrzeć. Luhan miał w sobie coś, co nie pozwalało Sehunowi oderwać od niego
wzroku. Nie miał pojęcia, co to było i dlaczego tak na niego działało.
-
Rano przyjdzie do ciebie doktor Junmyeon, bo ja przychodzę po prostu na
późniejszą godzinę. – Luhan przeniósł wzrok na swoje dłonie od razu po tym, jak
ich spojrzenia się spotkały. Nie wiedzieć czemu, ten kontakt wzrokowy
spowodował dziwny ucisk w okolicach jego brzucha. Może dlatego, że Sehun
patrzył na niego tak przenikliwie? Kto wie.
-
Czemu akurat medycyna, co? Od dziecka chciałeś leczyć innych ludzi? – blondyn
zręcznie zmienił temat, chcąc odwrócić uwagę Luhana od swojej choroby. Nie
chciał już o niej rozmawiać, to go męczyło. Za to chciał się dowiedzieć czegoś
o swoim lekarzu prowadzącym.
-
Nie, nie. Wcześniej chciałem być tancerzem. Dopiero po… - zrobił pauzę, aby
pozbyć się guli, która nagle znalazła się w jego gardle. Naprawdę ciężko było
mu to z siebie wydusić. – Dopiero po śmierci mojej matki zapragnąłem być
lekarzem i ratować ludziom życie. Byłem pewien, że gdyby tamci, którzy wtedy ją
leczyli, postarali się bardziej, moja mama by żyła. Dlatego właśnie chciałem
zostać dobrym lekarzem. I mam nadzieję, że wkrótce nim będę. – Sehun spojrzał
na Luhana i pożałował, że w ogóle pytał, kiedy zobaczył smutek malujący się na
twarzy lekarza. – A ty?
- To
bardzo dobry szpital. Widać, że daje ogrom możliwości, więc na pewno się w nim
nie zmarnujesz i osiągniesz swój cel. Ja? Ja chcę być dobrym fotografem.
Uwielbiam robić zdjęcia, bo to jedyny sposób na namacalne uchwycenie chwili.
Smutku, radości, łez szczęścia lub rozpaczy. Niemal wszystko – Luhan nabrał ze
świstem powietrza do płuc, ujrzawszy jak twarz Sehuna z każdym słowem się
zmienia. Nagle zrobił się rozmarzony i całkiem odprężony, jakby zapomniał o
swojej chorobie i wszystkich troskach, i problemach tego świata. – Chciałbym
być dobrym fotografem, ale nie wiem czy dożyję tego momentu – zaśmiał się
gorzko, nieco rozpaczliwie i zamknął oczy. Luhan przełknął ciężko ślinę,
zaciskając pięści.
-
Nie mów tak, Sehun… - miał ochotę złapać blondyna za rękę, by jakoś go
wesprzeć, ale nie wiedział, czy jest to dobry pomysł.
Już po chwili chęci podniesienia
chłopaka na duchu wygrały ze zdrowym rozsądkiem i może to mogłoby wydawać się
dziwne, że lekarz łapie swojego pacjenta – teoretycznie niczym nie różniącego
się od innych – za rękę, ale Luhan nie myślał o tym, kiedy jego dłoń delikatnie
złapała tą, która należała do Sehuna. Blondyn spojrzał na niego ciepło i zacieśnił uścisk, gładząc subtelnie kciukiem wierzch
dłoni lekarza.
Obydwóm oczy świeciły się niczym
dwie pary małych iskierek, gdy trwali w ciszy przez… Minutę, pięć, piętnaście?
A może godzinę lub dwie? Tego chyba żaden z nich nie wie.
Luhan
nie całkiem wiedział, kiedy ich rozmowy nabrały intymnego stosunku. Kiedy
zaczęli rozmawiać codziennie o rzeczach coraz bardziej prywatnych. Kiedy uścisk
ich dłoni stał się czymś na porządku dziennym, zupełnie naturalnym. Nie
wiedział, kiedy stracił obiektywizm.
I kiedy wydawało się już, że stan
Sehuna się polepsza - choroba przybrała na sile.
* *
-
Musisz to zrobić, Kris – syknął na swojego przełożonego, spoglądając na niego
gniewnie. – Przecież się kwalifikuje. On potrzebuje tego przeszczepu,
rozumiesz? Potrzebuje.
- Na
serce, które miałby dostać czekają dziesiątki umierających osób. Z tego, co mi
wiadomo, Sehun nie umiera – Yifan oparł się bardziej o fotel, na którym
siedział i zmrużył oczy. Pozostawał nieugięty.
- To
powiedz to jego rodzicom i przyjaciołom, że ich syn i kolega nie dostanie
serca, bo JESZCZE nie umiera – położył nacisk na słowo ,,jeszcze’’, aby podkreślić
jego znaczenie i zacisnął pięści.
- Miałeś chyba na myśli: ,,To powiedz to Luhanowi, jego lekarzowi,
który gdzieś w drodze ze szpitala do domu zgubił swój obiektywizm względem
pacjenta.'' – Kris spojrzał na niego z wyrzutem. Przymknąłby na to oko, gdyby Lu
nie nalegał tak na przeszczep serca najszybciej jak to możliwe, podczas gdy
Sehun może poczekać.
-
Nie musisz mi o tym przypominać – rudzielec skulił się nieco, spuszczając wzrok. Doskonale wiedział, że
nie powinien się tak zbliżać do swojego pacjenta. A raczej: ta bliskość nie
powinna aż tak wpływać na stosunki Luhana do jego pracy.
Koniec końców, Kris postarał się
ustalić taką datę, która pasowałaby wszystkim, ale Luhan i tak był niezadowolony. Mimo to
nie odezwał się ani słowem po tym, jak Yifan oświadczył mu, że jeśli będzie
naciskał to Junmyeon zostanie lekarzem Sehuna.
Od tego momentu spędzał z blondynem
jeszcze więcej czasu. Chciał mu pomóc psychicznie przygotować się na tak
poważny zabieg. Zdążył też poznać jego przyjaciół. Baekhyun i Jongin byli
naprawdę sympatycznymi osobami.
Przez te kilka tygodni Luhan zdążył
przywiązać się do Sehuna na tyle, żeby zacząć się bać zabiegu blondyna równie mocno, co jego
przyjaciele i może nawet rodzice.
Siedział właśnie w gabinecie Krisa
razem z Minseokiem i Chanyeolem, wezwani – jak zwykle – na potrzebę jakiejś
błahostki. Myślami był w sali numer 178 razem z Sehunem. I w momencie, gdy
Yifan zaczynał swój wywód na temat którego Luhan nie pamiętał, czarne
urządzenie w prawej kieszeni jego kitla zapiszczało, a on nie czekając na nic, ruszył biegiem na piętro.
Pomieszczenie wypełniał głuchy
dźwięk maszyny, rozgorączkowane głosy pielęgniarek i chyba Junmyeona, który
właśnie zmierzał do łóżka z defibrylatorem. Zaprzestał jednak po kilku razach,
a Luhan całkiem stracił kontakt z rzeczywistością, gdy usłyszał, że to już nie pomoże.
Rzucił się w stronę Sehuna,
samodzielnie robiąc masaż serca, pomimo że wszyscy mówili mu, żeby przestał.
-
Koniec, Luhan. Wystarczy. Czas zgonu: 14:31 – usłyszał jeszcze,
zanim pociemniało mu przed oczami. Po prostu klęknął przed łóżkiem Sehuna i
złapał jego dłoń, prosząc, żeby się obudził. Płakał, nie zdając sobie z tego
sprawy, błagając los, aby to wszystko okazało się tylko snem.
Teraz będzie musiał zrobić coś, z
czego tak zawzięcie drwił przez ostatnie lata – uwierzyć, że Czas leczy rany.
(...) Lecz bezsilność trzyma mnie w płaczu
Przez wieczność
(...) Przeszłość nie ma serca
Przyszłość nie istnieje (...)[1]
Przez wieczność
(...) Przeszłość nie ma serca
Przyszłość nie istnieje (...)[1]
[1] - kawałek wiersza pt. Watashi autorstwa Nemuri Negativist
Dziękuję ślicznie, że pozwoliłaś mi na ,,pożyczenie'' tego kawałka~ .3.
Dziękuję ślicznie, że pozwoliłaś mi na ,,pożyczenie'' tego kawałka~ .3.

O Jezuuuuuuuuuuuuuu
OdpowiedzUsuńPrze ciebie się poryczałam ;3; Nie lubię jak ktoś umiera, w ogóle nie lubię smutnych ficzków, nie, nie, nie, nie ;_; Biedny Sehun, zostawił Luhan'a samego.
;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-; <--- widzisz moje łezki? WIDZISZ?!?!?!?!!?!?!?! TO DOBRZE!!!!!!
Nie pisz więcej smutów, bo do łez mnie doprowadzisz T-T
Ogólnie ff był bardzo superowy, przyznam, że lepiej piszesz ode mnie i masz przynajmniej betę, która ci pomaga z przecinkami^^
Pozdrawiam cię Grzybciu i życzę dużo weny^^ (zwłaszcza do mojej Reituhy) XDDD
Zamorduję Cię. CO TO JEST?! JA SIĘ PYTAM DO JASNEJ CHOLERY CO TO JEST?! Płaczę. A ja rzadko płacze przy ff. Jezuniu. To było piękne. Początek śliczny. To o czasie. Tak bardzo wierszyk. Luhan lekarz, oke. Wyobraziłam go sobie w kitlu i aż mi ciśnienie podskoczyło. Ale bym chciała żeby moim lekarzem był taki Luhan. Mogłabym wtedy chorować na wszystkie możliwe chory. Tak, jestem dziwna. Kris.......ten władca. Dlaczego on jest taki władczy w każdym ff? Muszę to kiedyś rozgryść. Ale...Kris w kitlu. Sam sex, Oke. Tacy przystojni lekarze. Dawaj mi adres do tego szpitala! Teraz! I zaraz! Sehun. Hunnie. Biedny Derp. Dobrze opisałaś emocje. Podoba mi się. Troska rodziców o syna. Dla mnie takie relacje zawsze były niesamowite. Uwielbiam o nich czytać. Może dla tego, że u mnie tak nie ma. Dużo choruję. Dzięki temu udało mi się zrozumieć sytuację Sehuna. Bałabym się gdyby wykryto u mnie jakąś chorobę kardiologiczną. Na szczęście do tego jeszcze nie doszło. I oby nigdy nie doszło. Jeju. Ja Ci tak tu o sobie, a ff czeka... Więc! Reakcja mamy Sehuna na diagnozę. Świetne. Tak realistycznie sobie to wyobraziłam. Jedziemy dalej. Wsparcie przyjaciół. Też piękna rzecz. Sehun przynajmniej nie czuł się samotny. Lulu, ty baranie jeden. Dobrze wiedział, że nie powinnien zbliżać się do pacjentów, a jednak... Dni mijały, a oni się sobą zafascynowali *feeelssy* ngdetujcgjdubdg HUNHAN TO MÓJ OTP. MASZ U MNIE PLUSA. Dobra. Stop. Zbliżyli się do siebie. Cudowne chwilę. Sehun się uśmiechał i nagle BAM BAM BAM! Jego stan się pogarsza.(w sekrecie powiem Ci że liczyłam na smuta w szpitalnej sali czy coś....) ugh. Angel wyłącz ten swój zboczony umysł! Bhdus. Oke. Luhan...tak bardzo pragnie mu pomoc. Przeszczep tego serca... I moje łzy, gdy Sehun umiera. Dziwnie się złożyło, bo byłam dzisiaj na pogrzebie. Ogólnie ten ff to cudo. Stał się jednym z moich ulubionych. Więcej HUNHANÓW, PLS. Pięknie piszesz. Fabuła niby oklepana, ale Ty zrobiłaś z tego arcydzieło. Także: witaj moja kolejna ulubioną autorko. Mam nadzieję, że pisanie sprawia Ci frajdę, tak jak mi. I nie przejmuj się opiną innych. Ważne żeby TOBIE podobało się to co piszesz. Przepraszam za błędy w komentarzu, ale telefon. Ugh. Życzę weny. I więcej komentarzy, bo na to zasługujesz. Odwołując się do ff jak to dzisiaj ksiądz powiedział na pogrzebie: "Śpieszmy się kochać ludzi. Tak szybko odchodzą."
OdpowiedzUsuńnagle zapragnęłam przeczytać długiego fanfika o ekso pracujących w szpitalu, dzięki, grzybie, nie zdziw się, jak będę cię na to naciągać. ja sama nie będę pewnie w stanie, bo mogę się nie zebrać w ogóle do pisania. XD ale dosyć o mnie. końcówka najlepsza a zarazem najgorsza na świecie. tak jak luhan straciłam obiektywizm i myślałam, że sehun wyzdrowieje, że będą sobie żyli długo i szczęśliwie. dlaczego zawsze jestem nastawiona na super duper zakończenia? nande? nie potrafię zrozumieć siebie, naprawdę. XD
OdpowiedzUsuńhwaiting, grzybciu! :***