Łyżwy, bernardyn, kakao i pianki [krisho]

Tytuł: Łyżwy, bernardyn, kakao i pianki
Pairing: krisho, wspomniany hunhan
Rating: G
Gatunek: obyczaj, fluff (?)
Beta: Rei-chan
Ostrzeżenia: brak
Od autora: ja nie wiem. Nie wierzę. Nie wierzę, że robię to ze swoim życiem. XD Walentynkowe krisho na sam początek, ok. Miałam dodać czternastego, ale przenocował sobie u bety. Tak bardzo się z tego śmieję, rlly.


         Walentynki – dzień zakochanych, którzy właśnie to święto powinni obchodzić w szczególny sposób ze swoją drugą połówką u boku.
            Ale Kris nie był romantykiem i nie miał zielonego pojęcia co zrobić, by Suho poczuł się w ten dzień naprawdę wyjątkowo. Walentynki były teoretycznie najlepszą okazją na udowodnienie mu w końcu jak ważną rolę odgrywa w życiu Yifana. Sęk w tym, że Kris nigdy nie był w kimś na tyle zakochany, by przygotowywać dla niego coś specjalnego na Dzień Św. Walentego. Prawdę mówiąc – porównując wszystkie inne jego uczucia do kogoś z tymi, którymi darzy Junmyeona – nigdy nie był naprawdę zakochany. Nikt i nic nigdy wcześniej nie sprawiło, że czuł się wspanialej niż w chwilach, gdy po oddzielnym promowaniu się M i K wreszcie mógł znów złapać Suho w ramiona, przytulić, pocałować i szepnąć ,,Już jestem’’.
            Jęknął boleśnie i zrzucił z siebie kołdrę, gdy jego żołądek zawiadomił go, że wypadałoby iść w końcu coś zjeść. Z niechęcią podniósł się z łóżka i złapał pierwszą lepszą bluzę, gdy opuszczał pokój.
            Po salonie i połączonej z nim kuchni i jadalni krzątali się wszyscy. Kris zastanawiał się jakim cudem oni wypełzli z łóżek. Ba, większość była już ubrana!
            W pierwszym momencie nie zwrócił uwagi na Sehuna i Luhana leżących niebezpiecznie blisko siebie (można by nawet rzec, że na sobie) czy też na Baekhyuna, Kai’a, Chanyeola i Chena śmiejących się z czegoś dość… Niepokojąco. Jedynym co w tamtym momencie widział był Suho stojący przy kuchennym stole razem z D.O.  
            Jego roztrzepane włosy opadające mu na oczy świadczyły o tym, że Junmyeon również niedawno wstał. Podobnie jak Kris wciąż miał na sobie spodenki, w których zwykle sypiał i nieco za dużą koszulkę, która z pewnością leżała kiedyś w szafie Yifana.
Zaraz… Co?
            - Ładnie to tak kraść ubrania biednym smokom? – wymruczał niby-smutnym tonem do ucha chłopaka, obejmując go nieśmiało od tyłu. Zanim Jun zorientował się do kogo należy ten głos i dłonie, niemal podskoczył wystraszony. Był tak zajęty krojeniem ogórka, że nawet nie zauważył, kiedy Kris zszedł na dół.
- Kto bogatemu zabroni? – Rozłożył ręce, robiąc typową dla Sehuna minę.
            Blondyn parsknął śmiechem i puścił chłopaka, kradnąc mu parę plasterków warzywa z deski za co dostał po łapach podwójnie – od Suho i Kyungsoo.
- Nie możesz poczekać łaskawie na śniadanie jak wszyscy? Nie umrzesz z głodu, a jeśli nie będziesz przeszkadzał to prędzej skończymy. – D.O wywrócił oczami. Był poirytowany, więc Yifan posłusznie wycofał się w kąt pomieszczenia. Rozdrażniony Kyungsoo w kuchni – miejscu gdzie noże, nożyczki, widelce czy inne niebezpieczne przedmioty są na wyciągnięcie ręki – był przerażający. Tym bardziej, że rozdrażnienie było spowodowane przeszkadzaniem mu w gotowaniu.
            Blondyn usiadł na jednym z wysokich krzeseł i westchnął głośno, zwracając tym samym na siebie uwagę Junmyeona. Spojrzał w jego oczy i miał ochotę westchnąć jeszcze raz, ale tym razem głośniej, ciężej, i ogólne chciał, by ten dzień już się skończył lub żeby oberwał wałkiem w głowę od Kyungsoo.
            Wizja dzisiejszego dnia go przerażała. Nie chciał zawieść Suho. Nie tym razem. Chciał mu wreszcie pokazać, że on też potrafi się postarać. Naprawdę, naprawdę pragnął, by Myeonnie poczuł się dziś cholernie wyjątkowo.
            Zsunął się z krzesła i poczłapał do salonu, by zrzucić Sehuna z kanapy i usiąść obok Luhana. Oh popatrzył na niego oskarżycielsko, ale zgromiony ciężkim spojrzeniem Krisa posłusznie wycofał się do siedzących na podłodze Baek’a, Jongina, Chanyeola i Jongdae. Przy okazji, powód dla którego siedzieli na podłodze był znany chyba tylko im.
            - Co robisz dla Sehuna na te pieprzone Walentynki? – uderzył od razu, chcąc skończyć tę rozmowę jeszcze przed śniadaniem. Udał, że nie zauważył morderczego spojrzenia Luhana, który wyglądał, jakby miał go zaraz zabić za to, że wygonił maknae z kanapy.
- C-co? – Jego źrenice rozszerzyły się nienaturalnie. Wyglądał teraz jak naćpany do granic możliwości jeleń.
- Tak, wiem, że się zeszliście. Tak, tak, nietrudno zauważyć, blah blah. Teraz będziesz mówił, że to wcale nieprawda, ale nie chce mi się tego słuchać, więc odpowiedz wreszcie, bo jestem w kropce.
- Nie wiesz co przygotować dla Junmyeona, huh? W sumie… Ja też nie wiem co przygotowuję dla Hunniego i jakoś nie bardzo chce mi się zaprzątać tym głowę. Wiesz dlaczego? – zrobił pauzę, by przysunąć się trochę bliżej Krisa. – Bo tu nie chodzi o to, by wypluwać sobie płuca i przygotowywać coś mega-super specjalnego a’la zabranie go do najdroższej restauracji w mieście czy coś w tym stylu. Myślę, że najważniejsze jest, abyście spędzili ten dzień razem, tylko we dwoje. Gdzieś poza domem, na choćby głupim spacerze czy nawet zaszyli się w którymś pokoju i migdalili pod kołdrą. Ja zabiorę pewnie Sehuna na bubble tea, a potem zamknę się z nim w sypialni i jakoś zadbam o to, żeby umilić nam ten dzień. Tak, musimy nadrobić zaległości, więc ostrzegam, że jeśli nie chcesz, by twój kochany Myeonnie stracił głowę z moich rąk to lepiej trzymaj go z daleka od pokoju, który dzieli z Hunem – zakończył swój wywód i wstał, idąc do jadalni.
            Kris zamrugał kilkukrotnie, jakby chcąc otrząsnąć się z mini-szoku. Luhan naprawdę nie musiał zdradzać mu tych bardziej prywatnych planów na spędzenie Walentynek. Naprawdę, naprawdę nie musiał…
            Z niczym się nie śpiesząc wstał i idąc w ślady bruneta, poszedł do kuchni. Całkiem odechciało mu się jeść. Luhan prawdę mówiąc nie pomógł mu za bardzo. Nie chciał przesiedzieć tego dnia w domu, ale też nie wiedział dokąd ma zabrać Myeona. Najchętniej powędrowałby do pokoju i pogryzł poduszkę, ale wiedział, że Suho prawdopodobnie zaniepokoiłby się, gdyby Kris powiedział mu teraz, że nie jest głodny, kiedy jakieś piętnaście minut wcześniej kradł mu plasterki ogórka z deski. Poza tym powinien cieszyć się, że w końcu mogą spokojnie zjeść śniadanie razem, całą dwunastką.  
            Zajął miejsce między swoim chłopakiem a Baekhyunem i dość niechętnie sięgnął po jedną kanapkę, która i tak od razu wylądowała na talerzu zamiast w ustach Yifana.
- Hej, wszystko w porządku? – Usłyszał przepełniony troską głos Junmyeona. No pięknie.
- Tak, wszystko okay. – Uśmiechnął się i pocałował go w skroń. Nie musiał silić się o ten uśmiech. Do Juna zawsze uśmiechał się szczerze i łatwo mu to przychodziło.
            Suho posłał mu przepiękny uśmiech, a to zawsze działało na Krisa tylko i wyłącznie w jeden sposób – wyluzował się, a dzisiejszy dzień nie był żadnym wyjątkiem.
            Po śniadaniu pomógł Myeonowi, D.O i Sehunowi pozanosić naczynia do kuchni. Wydawało mu się, że Junmyeon od paru minut zbiera się, by coś mu powiedzieć i już, gdy chłopak zmierzał w jego stronę, ktoś szarpnął Yifana za rękę i pociągnął w stronę schodów.
            Zdezorientowany obrócił się, by zobaczyć kim jest cwaniaczek, którego zaraz udusi gołymi rękoma. Luhan stał na jednym schodku wyżej niż on i wbijał w Krisa uporczywe spojrzenie.
- Co? – zapytał całkiem zbity w tropu.
- A czekoladki, głupiego miśka czy poduszkę w kształcie serca mu chociaż kupiłeś? – Niższy dźgnął go palcem w klatkę piersiową, marszcząc brwi.
            W tamtym momencie poczuł się jeszcze bardziej głupi niż jakieś piętnaście minut temu. No tak, bo przecież o walentynkowym podarunku mógł zapomnieć tylko i wyłącznie Wu Yifan, król idiotów.
            Luhan oparł się o ścianę i zaczął delikatnie walić o nią głową w akcie załamania. Wu zmarszczył brwi i zaplótł ręce piersi, patrząc na niego gniewnie. Wcale, ale to wcale mu nie pomagał.
- Jesteś durniem, Yifan.
            I w ten oto sposób znalazł się w niezwykle czerwonym miejscu razem z Luhanem. Nie szło nazwać tego inaczej, skoro całe pomieszczenie było niemal oblepione czerwonymi poduszkami w kształcie serca, misiami, pudełkami z czekoladkami.
- Lu, czuję się niespokojnie – szepnął w stronę przyjaciela, który stał do niego tyłem. Chwilę potem coś z impetem uderzyło go w twarz.
- Cicho bądź i idź do kasy – mruknął, podnosząc z ziemi brązowego miśka, którego oszołomiony Kris nie zdążył złapać, po czym wepchnął mu go w ręce, dorzucając jeszcze jakieś pralinki. Wniosek na dziś? Jeśli iść z kimś na zakupy, to tylko z Luhanem. Nie dość, że szybko się wyrobicie to jeszcze wybierze wszystko za ciebie.
            Kris stał przed pomalowanymi jasną farbą drzwiami od pokoju, który Suho dzieli z Sehunem i zastanawiał się, co powinien powiedzieć. Nigdy nie był dobrym mówcą. Nie lubił wygłaszać długich przemówień, bo najzwyczajniej w świecie nie potrafił ich tworzyć. Chciał powiedzieć Junmyeonowi coś specjalnego, ale nie wiedział jak ubrać swoje uczucia w słowa.
            Sięgnął dłonią klamkę i zacisnął na niej palce, nie będąc pewnym, czy chce już tam wchodzić. W tym samym momencie, w którym zdecydował, że nie ma co dłużej się z tym ociągać, czyjeś ręce oplotły go w pasie. Gdy poczuł przyjemne ciepło bijące od ciała, które stało za nim, położył swoje dłonie na tych, które właśnie ułożyły się na jego brzuchu, a potem jednym, szybkim ruchem odwrócił się przodem do swojego chłopaka.
            - Happy Valentine’s Day, Yifan-ah. - Suho stanął na palcach, by dosięgnąć ust blondyna, wręczając mu uroczego, białego misia.
- Junmyeon, to ja miałem być tym, który daje prezent – powiedział, udając oburzonego jeszcze zanim ich usta złączyły się w pocałunku. Gdzieś z końca korytarza dało się słyszeć Luhana krzyczącego ,,jeśli masz zamiar obok nich przechodzić - zamknij oczy, Sehun!’’.

**
            - Kris, ale ja nie potrafię jeździć na łyżwach… - westchnął Suho. Naprawdę nie rozumiał, czemu Yifan namawiał go na wyjście z domu. Sam najchętniej wziąłby go do sypialni i po prostu spędził ten dzień na okazywaniu sobie czułości, ale skoro jego chłopak tak bardzo nalegał – zgodził się, bo co innego mu pozostało?
- Więc ja cię nauczę. – Blondyn posłał w jego stronę szeroki uśmiech, a Myeon poczuł jak miękną mu kolana.
            Postawił niepewnie jedną nogę na lodzie, trzymając kurczowo barierkę. Spojrzał przelotnie na blondyna, który uśmiechał się głupio w jego stronę z dłońmi zaplecionymi za plecami. Miał mu pomóc, a teraz tak po prostu stoi i się na niego gapi?
            Suho zadarł wysoko brodę, by pokazać Yifanowi, że sobie poradzi. Postawił drugą nogę na zamarzniętej tafli i odepchnął się od metalowej obręczy prosto w stronę Krisa. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie drobny szczegół: Zaraz po tym stracił równowagę i runąłby jak długi na lód, gdyby nie ramiona, w które wpadł. Złapał kurtkę blondyna i zacisnął na niej palce, chcąc trwać w tym uścisku jeszcze przez co najmniej parę godzin.
            - W porządku? – usłyszał przeszywający szept tuż przy swoim uchu. Gorące powietrze wydobywające się z ust Yifana sprawiło, że ciałem Suho targnęły przyjemne dreszcze. – To teraz daj mi rękę.
            Nim się obejrzał, Kris ruszył, ciągnąc go za sobą. Mimo że dłoń wyższego trzymała kurczowo jego własną, a świadomość podpowiadała, że nie ma się czego bać, bo jego chłopak nie pozwoli, by upadł – i tak czuł się cholernie niestabilnie i nerwowo. Miał wrażenie, że obie jego nogi chcą jechać w zupełnie innym kierunku.
            Wszystko co działo się potem było tylko głupimi powtórkami. Junmyeon na przemian na kogoś wpadał (lub ktoś wpadał na niego), tracił równowagę i łapał się zdesperowany Krisa, marudząc, żeby stąd poszli, bo nie chce stracić żadnego zęba. Ale Yifan go nie słuchał, jakby jego życie zależało od tego czy nauczy swojego chłopaka jeździć na łyżwach.
            Ale w pewnym momencie to ktoś wpadł na Krisa, który nie panując nad własnym ciałem poleciał do tyłu, ciągnąc za sobą biednego Suho. Chłopak krzyknął przerażony i nim zdążył otworzyć oczy leżał już na jęczącym z bólu Yifanie.
- Ha, widzisz? Mówiłem, żebyśmy stąd poszli. Teraz będziesz poobijany. – Cwaniacki ton głosu całkiem nie pasował do jego wyrazu twarzy, kiedy głaskał obolałego blondyna po policzku, siedząc na jego brzuchu. Potem podniósł się koślawo i pomógł wstać Krisowi.
            Przechadzali się niespiesznym krokiem po ośnieżonych alejkach parku. Suho opierał głowę o ramię Krisa, trzymając jego dłoń. Zrobiło się niesamowicie słodko i puchato z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Być może dlatego uśmiechał się szeroko, patrząc przed siebie.
            Yifan niestety nie podzielał wewnętrznego wyciszenia swojego chłopaka. Mimo że na zewnątrz wydawał się być całkiem spokojny, w środku wszystko w nim buzowało. Zastanawiał się, co powiedzieć Suho, bo niewątpliwie chciał to zrobić. Chciał mu się wreszcie odwdzięczyć za to szczęście, które mu daje. Choćby słowami.
            - Myeonnie. – Zatrzymał się i stanął naprzeciw chłopaka. – Myeonnie, całkowicie nie wiem co mam ci teraz powiedzieć… I cicho, daj mi skończyć! – Zaśmiał się trochę nerwowo ujrzawszy, że Jun otwiera usta, by się wtrącić. Objął go w pasie, chcąc by był bliżej – Od rana myślę gdzie by cię zabrać, aby uczynić ten dzień wyjątkowym i co? I lądujemy na lodowisku, a teraz nie potrafię nawet powiedzieć jak bardzo cię kocham. Ale myślę, że zdawałeś sobie sprawę z tego, jakim durniem jest osoba, z którą się wiążesz, prawda? Jesteś dla mnie niesamowicie ważny, Junmyeon. Nie wiem jak to robisz, ale zaczynam uśmiechać się jak idiota za każdym razem, gdy cię zobaczę, usłyszę twój głos czy choćby wtedy, gdy ktoś tylko wspomni twoje imię. Ośmieszam się, prawda? Fail życia? – zapytał, widząc jak uśmiech na twarzy Suho rozkwita z każdą sekundą coraz bardziej, ale on tylko pokiwał głową na boki. – Nie umiem jednak mówić o tym co czuję, przepraszam. Ale chcę, żebyś wiedział, że jestem cholernie szczęśliwy, bo mogę te walentynki spędzić z tobą. Nawet nie wiesz jak ważny dla mnie jesteś, Myeonnie. – Ujął jego podbródek i schylił się, by złożyć na ustach Suho motyli pocałunek. Chłopak wspiął się na palce, by spojrzeć Yifanowi w oczy. Zacisnął dłoń na jego kurtce, gdy ich usta połączyły się, tyle że tym razem pewniej.
            Wydawałoby się, że nic już nie zepsuje im tej pięknej chwili, ale… Jednak zniszczyło. W pewnym momencie Kris poczuł jak coś twardego uderza go w plecy, a potem to była już kwestia kilku sekund, by został powalony na ziemię – a raczej: Na Suho, który upadł na śnieg – przez ogromnego, brązowo-białego z czarnymi akcentami, nieco puchatego psa.
            Obaj wpatrywali się z przerażeniem wypisanym na twarzy w monstrum, które ciężko dyszało tuż nad nimi. Panika ogarnęła ich doszczętnie, gdy bernardyn pochylił się, by ich powąchać.
            - Niezmiernie przepraszam, chłopcy! Junsu, chodź tutaj! – Kris uniósł się na łokciach i ujrzał małą, drobną staruszkę dreptającą w ich stronę ze skórzaną smyczą w ręku. Czyli to ona była tym zamachowcem, który rzucił w niego kijem?
- Tak bardzo mi przykro, nie chciałam cię trafić, chłopcze. Chciałam, aby mój pies pobiegł za patykiem, ale rzuciłam trochę za mocno! – tłumaczyła się zdyszana, zapinając psa na smycz. Widok tak niskiej kobiety z psem, który stojąc na dwóch łapach był niemal jeszcze raz taki jak ona był naprawdę zabawny.
- Nic się nie stało. – Kris podniósł się i otrzepał spodnie z śniegu, a potem złapał Suho za dłoń i jemu pomógł wstać.
- Dzisiejszy dzień nas chyba nie lubi, kochanie. – Junmyeon zaśmiał się głośno, ponownie łapiąc jego dłoń i ciągnąc w kierunku najbliższej kawiarni.
            Za oknem robiło się już ciemno. Kris wreszcie się wyciszył, siedząc z Myeonem w kącie całkiem przytulnej kawiarenki. Rozmawiali o różnych głupotach, a on gładził delikatnie kciukiem dłoń swojego chłopaka, który siedział naprzeciwko niego. Oczy Suho świeciły się cudownie, gdy patrzył na blondyna z szerokim uśmiechem na twarzy.
            Normalnie powinni rozłączyć swoje ręce, kiedy podeszła do nich kelnerka, niosąc na tacy dwa kubki gorącego kakao i pianki, ale w tamtym momencie nie myśleli o takich rzeczach. Oddali się romantycznemu nastrojowi, który przepełniał to pomieszczenie.
            Dopiero, gdy blondynka położyła ich zamówienie na brązowym, drewnianym stoliku, Junmyeon oderwał na chwilę wzrok od Krisa.
- Chcesz kilka? – zapytał, wyciągając w stronę swojego chłopaka talerzyk.
- Pianki nie są w moim stylu – powiedział z udawaną powagą i przeczesał swoje blond kosmyki palcami.
Suho wybuchnął tylko perlistym śmiechem i w tamtym momencie Yifan doszedł do wniosku, że nikt nigdy nie wydawał mu się być piękniejszy. 

5 komentarzy:

  1. Ojejuniu, nomnomnomno amfbkefjan;kj

    No, em tak, no. Podobało mi się, straszliwie słodkie i ojeju.

    OdpowiedzUsuń
  2. ...to był mój pierwszy ff z EXO (co z tego, że nie słucha, to ff Grzybcia i trzeba przeczytać) Grzybki umieją pisać, nie to co Geje ;A; dowodem tego jest mój ostatni one shot. Dosyć tego użalania się nad sobą, ff był zarąbisty i oby tak dalej. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. nande? nande? nANDE?!
    ty grzybku niefajny taki, dzięki tobie jeszcze bardziej pokochałam krisho, ten pairing jest taki super, nie wiem gdzie ja wcześniej byłam, że tego nie zauważyłam. :l czytałam tego fanfika wtedy, gdy jadłam sobie super płatki z kakao zalane mlekiem, i akurat były teksty luhana. cóż, połowa jedzenia znalazła się z tego wszystkiego na podłodze, mam szczęście, że mama nie widziała.
    W OGÓLE TO "MYEONNIE" ZABIŁO MNIE CAŁKOWICIE, PLS XDDD
    ogólnie filsy, filsy i filsy ;-----------;

    OdpowiedzUsuń
  4. Omomomomomomooo~ polskie krisho!!!! *.* myślałam, że tylko ja je piszę, a tu nagle takie szczęście! Hahahhaa
    Shocik przesłodki i taki fluffiasty, że się po prostu rozpływam! *.* aż nwm co więcej napisać xD
    w każdym razie mega! ^^
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurcze, tyle feelsów, taki fluff <3
    Hmmm, kiedy była ta akcja z psem to na początku myślałam, że to fanki przydybały calujacych się liderów XD

    OdpowiedzUsuń

SZABLON WYKONANY PRZEZ TYLER/ Enjoy!