Opowiadanie ma swoją zakładkę, w celu zapoznania się ze szczegółami
zapraszam TUTAJ
przeczytaj na wattpad: klik
zapraszam TUTAJ
przeczytaj na wattpad: klik
cr JA, WRESZCIE, BIJCIE MI BRAWO |
O co tak naprawdę chodzi w miłości?
O co chodzi w łamaniu sobie serc, szarpaniu
nerwów, płakaniu w pozbawioną zapachu poduszkę? O co chodzi w paleniu niezdrowo
wielkiej ilości papierosów i w tym, że mimo tego wszystkiego oraz tego, że
niekiedy jesteśmy pozbawieni tchu i chcemy uciec tam, gdzie ludzie są mniej
toksyczni, pozostajemy w miejscu?
Jak to jest w ogóle możliwe, że my, ludzie,
jesteśmy aż tak ułomni w obliczu pozbawienia miłości? Że czujemy się jak bez
ręki, kiedy zostajemy w przerażająco pustym mieszkaniu, z przerażająco zimną
pościelą rozwaloną na łóżku – rozwaloną przez dręczące nas koszmary, a nie
przez to, że musiała ogrzewać dwa kochające się ciała.
Jak to się dzieje, że spośród siedmiu
miliardów bijących na ziemi serc, my, ułomni i pozbawieni ręki ludzie, jesteśmy
gotowi poświęcić życie dla tego jedynego?
Ja
poświęciłem.
Możliwe,
że powinienem żałować. Ach, tak. To całkiem możliwe, że zapewne wielu na moim miejscu żałowałoby tego ślepego
zaufania i tych pozbawionych rozmysłu wyborów, ku którym pcha nas miłość.
Ale
ja nie żałowałem ani przez sekundę żadnego z tych cholernych dni. Ani
pierwszego dnia, kiedy słońce odbijało się w jego tętniących życiem oczach, a
wiatr rzucał jego złociste włosy na wszystkie strony, niosąc do mnie zapach
delikatnych perfum, których używał. Ani teraz również nie żałuję, chociaż go
nie widzę, a chciałbym. Zamknięte powieki sprawiają wrażenie ważących tonę.
Między refleksami kolorów miga mi jego drobna blada twarz. Uśmiecha się i
chwilami mam wrażenie, że między huczeniem jednej maszyny a drugiej słyszę jego
głos.
Czuję
jak rwą mnie mięśnie i coś rozrywa mnie od wewnątrz. Mógłbym krzyczeć, ale głos
ugrzązł mi w gardle. Nie mogę nawet wypowiedzieć jego imienia. Nie mogę
otworzyć oczu. Nie czuję dłoni. Coś ciąży na mnie z miażdżącą siłą i przebija
się przez kości prosto do wnętrza mojej duszy. Rozgania zastygły dym wspomnień
i wszystko staje się opustoszałe.
Ktoś
kogoś woła, ale nigdzie nie słychać wzywania akurat jego. Nie ma go tutaj,
wyprowadzili go wtedy, gdy nie chciał puścić mojej ręki.
Czuję
zapach krwi, chyba mojej. Coś chłodnego dociera do mojej skóry i mam wrażenie,
że pomimo zimna, wypali we mnie dziurę.
Mówili,
że mam się zakochać. I zrobiłem to. Żal byłby teraz hipokryzją.
Czuję, cierpię, kocham i nie żałuję. Ja,
ułomny i pozbawiony ręki człowiek.
a co ja bym chciała powiedzieć... Cześć? Miło was znowu widzieć? I died a little bit jest teraz czymś, na czym bardzo, bardzo mi zależy. Ma być czymś większym i ambitniejszym, więc przyjmijcie go miło, czytajcie i mówcie, co sądzicie, jeśli mogę was o to prosić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz