Niesamowicie szybko uwinęłam się z tym rozdziałem, idk. To u mnie nowość, bo zwykłam mieć problemy z pisaniem rozdziałów, a tu takie (miłe?) zaskoczenie. W dodatku nie wiem skąd u mnie ten zapał i chęci do pisania. Coś całkiem nowego. Ciekawe jak długo to potrwa.
Bez przeciągania, zapraszam na drugi rozdział SS i bardzo się cieszę, że ktoś w poprzedniej części w końcu się ujawnił. c:
Enjoy!
Yifan lewitował gdzieś między snem a rzeczywistością,
kiedy coś miękkiego mocno uderzyło go w głowę. Dopiero wtedy usłyszał swoją siostrę.
Mówiła coś, ale Kris nie bardzo wiedział co. Mimo to, zauważył, że w swoich
zlepkach zdań kierowanych w jego stronę mieszała angielski i koreański.
Yoona
większość swojego dzieciństwa spędziła w Kanadzie i mimo że uczyła się
koreańskiego – wszyscy wokół mówili w języku anielskim, więc wpadała w taką
mieszankę językową dość często. Nawet teraz, gdy zamieszkiwali Koreę na stałe –
wciąż zdarzały jej się takie wpadki. Ich rodzice cieszyli się w duchu, że
mandaryński nie był mocną stroną ich córki, bo gdyby zaczęła mieszać trzy
języki w jednej wypowiedzi – tak jak Kris, gdy mówił przez sen – mogłoby być
ciężko.
Kolejna
poduszka trafiła głowę Yifana i to wystarczyło, by w końcu całkiem się obudził.
Po co, do cholery, budzi go skoro są wakacje i może spać do której chce?
- Ktoś do ciebie – powiedziała
wrednie i chyba opuściła pokój. Blondyn uderzył twarzą w poduszkę i jęknął
boleśnie, zastanawiając się, komu zachciało się odwiedzać go o tak – jak
przypuszczał – nieludzkiej porze.
-
Ruszaj tą tłustą dupę i wyłaź z wyra, bo nie będziemy długo na ciebie czekać. –
Miękki głos Luhana tuż przy jego uchu spowodował nienaturalne rozszerzenie się
tęczówek Krisa i przyśpieszoną akcję serca.
- Czy ty chcesz mnie zabić? – niemal
krzyknął, odwracając się na plecy. Spojrzał na rudzielca piorunującym
spojrzeniem, próbując się uspokoić.
O
ile myślał, że nie może być nic bardziej przerażającego niż pojawiający się
znikąd Luhan, którego głos rozbrzmiewa tuż obok jego ucha, tak był bliski
palpitacji serca, gdy nagle przyjemnie
ciepła kołdra zniknęła, a następnym co zobaczył, to uśmiechnięta twarz
Junmyeona, który opierał się o ścianę naprzeciw łóżka.
Może
nie byłoby czym się przejmować, gdyby nie mały, drobny szczegół: Yifan leżał
teraz na oczach Suho w białym podkoszulku i bokserkach, a przecież Krisowi –
nie wiedzieć czemu – zależało na odrobinie reputacji w oczach Junmyeona.
-
Będziemy czekać na dole. – Kpiący uśmiech rozbłysnął na twarzy Luhana, który
pociągnął Suho za nadgarstek, wyprowadzając ich obu z sypialni.
Bez
problemu wyszedł z łóżka, bo numer, który odstawił Lu całkowicie go otrzeźwił.
Podszedł do okien i odsunął jedną z rolet głównie po to, by zobaczyć jaka dziś
pogoda. Ta ruda małpa zapewne wyciągnie go z domu, więc wypadałoby jakoś
odpowiednio się ubrać.
Promienie
słoneczne niemal natychmiast wkradły się do pokoju, a oczy Krisa zaszkliły nieco
od nadmiaru światła. Żadna gałązka żywotników posadzonych w ogrodzie nawet nie
drgała co oznaczało, że nie ma wiatru, więc prawdopodobnie na dworze jest
naprawdę ciepło.
Postawił
standardowo na biały t-shirt z jakimś kolorowym nadrukiem i szorty, po czym
poszedł do łazienki, by umyć zęby i ogarnąć fryzurę. Rozważał też opcję wzięcia
prysznica, ale miał pewne wątpliwości wspomagane przez obawy, że
zniecierpliwiony Luhan posunie się nawet do czynu takiego jak wywarzenie drzwi
i wtargnięcie do łazienki. Zrezygnował.
Usilnie
starał się jedną ręką przywrócić rozrzucone na wszystkie strony blond kosmyki,
które były już swoją drogą nieco przydługie do ładu, drugą za to szorując zęby
szczoteczką.
Tak
naprawdę dopiero teraz zaczął zastanawiać się, dlaczego Luhan tak nalegał, by
poznał Junmyeona wczoraj, skoro najprawdopodobniej i tak wiedział, że dziś się
spotkają. Przecież to mogło poczekać i równie dobrze mogli poznać się
dzisiejszego poranka, ale nie – Wiewióra musiała wyciągać Krisa z domu już
wczoraj. Chociaż… Nie miał mu tego za złe, ale to nic nie znaczący szczegół.
Gdy
zszedł już na dół ze zgrozą stwierdził, że wszyscy oprócz jego ojca - który jak
zwykle był o tej godzinie w pracy - rezydują w kuchni. Łącznie z Yooną.
Jego
młodsza siostra była chodzącym kłębkiem zła, który mimo to wciąż się uśmiechał
i zazwyczaj emanował pozytywną energią. Ale – jak na Zło przystało - miała
swoją ciemną, yaoistyczną stronę, więc Yoona + team: głupi Luhan gadający z nią
o mangach yaoi & niczemu winny Suho to coś bardzo, bardzo złego.
Przywitał
się z mamą, siadając obok Lulu. Całkiem niepotrzebnie, bo zaraz zostali
przegonieni przez jego rodzicielkę do jadalni. Zajął więc swoje stałe miejsce,
a po jego obu stronach pojawiła się pozostała dwójka. Na szczęście tylko dwójka
– bez Yoony, która ku uldze brata powiedziała, że nie jest głodna i wyjdzie na
spacer z psem.
Pani
Wu postawiła przed nimi talerze naleśników, dorzucając sos czekoladowy i wyszła
przez balkon do ogrodu, zabierając przy okazji rękawiczki i jakieś ogrodnicze
pierdoły.
Matka
Krisa była ogrodnikiem z zamiłowania, nie zawodu, ale to i jej ręka do roślin
wystarczyło, by w dość krótkim czasie ,,wyczarowała’’ naprawdę sporo pięknej
zieleni wokół ich dużego domu. Musiała oczywiście zajmować się swoją – jak to
zawsze mówiła – dumą, ale nie wydawało się to jej przeszkadzać. Można by nawet
rzec, że z uśmiechem spędzała całe dnie w ogrodzie, pielęgnując wszelkiego
rodzaju ozdobne rośliny, których nazw jej syn nawet nie pamiętał.
Niemniej
jednak podziwiał swoją matkę za tą wytrwałość i poświęcenie, z którego i on
również korzystał. Tuje rosnące przy ogrodzeniu dawały dużo prywatności, nie
zasłaniając mu tym samym widoku z okna pokoju na ulicę, a para niedużych drzew
na tyłach ogrodu była naprawdę korzystna w czasie upalnych, letnich dni.
-
Szybko się uwinąłeś. – Zauważył Luhan, pochłaniając kolejnego naleśnika. Te
przygotowywane przez matkę Krisa były uwielbiane przez wszystkich, bo i do
gotowania ta kobieta miała to ,,coś’’. Tu akurat zawodowo, ale nie z mniejszym
zamiłowaniem, bo tak naprawdę od kilku lat swoje umiejętności kulinarne
wykorzystywała tylko prywatnie, a nie w celach zawodowych.
- Twoja błyskotliwość onieśmiela.
– Spojrzał wrednie w stronę przyjaciela, a potem zerknął ukradkiem na prawo.
Suho siedział cicho, uśmiechając się delikatnie i jadł w spokoju swoją porcję.
Gdy
skończyli śniadanie, którego nie dokończył tylko Junmyeon, usprawiedliwiając
się, że niedługo przed wyjściem zjadł to, które przygotowała jego ciocia, Luhan
rozkazał (naprawdę rozkazał) Yifanowi iść na górę po portfel i szykować się do
wyjścia.
-
Nie możemy jechać samochodem? - Zaskamlał Kris, schodząc ze schodów i
podrzucając w dłoni kluczyki od auta.
- Nie-e! – Luhan pokręcił
przecząco palcem przed jego twarzą i zabrał mu klucze, odkładając je na szklany
stolik w salonie.
Suho
zachichotał cicho, rozbawiony rozmowami Lu i jego przyjaciela. Nieważne jak
kąśliwe uwagi kierowaliby w swoją stronę – każdy i tak zauważyłby to, jak
bardzo są ze sobą zżyci. Niemal tak samo było z relacjami Luhana i Sehuna,
choć… Nie do końca. Były bardziej podobne niż identycznie, bo sposób w jaki Lu
zwracał się do Hunniego był… Subtelniejszy? To, co ich łączyło niewątpliwie
było naprawdę delikatne, ale może się mylił. Nie jemu było to oceniać.
Wyszli
nieśpiesznie z domu, mijając się z Yooną i Boom’em, a ciepłe powietrze
automatycznie w nich uderzyło. Junmyeon zamknął oczy, chowając dłonie w
kieszeniach spodni i rozkoszował się promieniami słonecznymi, które tak przyjemnie
grzały jego bladą twarz. Szedł w ciszy obok Luhana i Krisa, którzy zawzięcie o
czymś dyskutowali, śmiejąc się jak dzieci. Rudzielec też momentami przechodził
do rękoczynów, uderzając delikatnie pięścią w brzuch lub ramię Yifana.
Ewentualnie dźgał żebra blondyna palcem.
Suho mało się
wtrącał, pozbawiony ochoty na to. Dzisiejszego ranka jego dobry humor
wyparował, ale mimo to wyszedł, nie chcąc robić Luhanowi przykrości. Wiedział
jak chłopak cieszył się z jego przyjazdu. Dawno się nie widzieli i na dobrą
sprawę nie wiadomo, kiedy zobaczą się następny raz.
- Haaalo,
Junmyeon. – Ręka Luhana mignęła mu parę razy przed oczami, gdy machał nią tuż
przy twarzy Suho. – Wszystko w porządku? Wy tu sobie zostańcie i zamówcie lody
czy co tam chcecie, a ja pójdę po Sehuna. – Nie czekając nawet na odpowiedź,
ruszył w stronę ulicy. Myeon nie wiedział nawet, kiedy dotarli na miejsce.
Obaj
odprowadzili go wzrokiem, a gdy zniknął im z pola widzenia, Kris zaśmiał się
cicho.
- Opiekuńczość przede wszystkim –
wyjaśnił z uśmiechem, gdy Suho spojrzał na niego pytająco i uniósł jedną brew
ku górze. – Bo przecież malutki Hunnie sam nie trafi.
- Luhan od zawsze jest taki wobec
niego, huh? – pytanie padło z ust Junmyeona mimo tego, że – jak przypuszczał
blondyn – chłopak doskonale znał odpowiedź.
Kris
przytaknął i weszli do środka, by zamówić dwie bubble tea i coś słodkiego.
Czuł, jak rozpogadza się z każdą chwilą coraz bardziej i może nawet jego dobre
samopoczucie wracało.
Usiedli
na zewnątrz, zajmując stojący w kącie stolik, na który nie padało aż tyle
światła ze swoimi ciachami i napojami w dłoniach. Luhana wciąż nie było –
najwyraźniej albo zatrzymali się gdzieś po drodze z niewyjaśnionego powodu,
albo przesiedzieli chwilkę w domu Hunniego. Ewentualnie wciąż tam siedzą.
Yifanowi
wcale to nie przeszkadzało. Nic nie wskazywało też na to, by i Junmyeon miał
coś przeciwko. Z początku – gdy tu szli – wydawał się być trochę niemrawy i
pozbawiony humoru; nieco spięty, ale teraz Kris z uciechą obserwował jak
chłopak powoli się rozluźnia.
Brak
obecności Luhana obok pozwoliła im na chwilę normalnej, spokojnej rozmowy, dzięki
której wreszcie mogli się czegoś o sobie dowiedzieć.
Suho
– jak się okazało – studiował chemię. Poza tym podobnie jak Luhan – i w
przeciwieństwie do Krisa – uwielbiał koty. Rudzielca poznał za czasów
podstawówki, gdy jeszcze rodzice Lu mieszkali razem i byli małżeństwem, ale po
ich rozwodzie kontakt chłopaków ani ich mam nie urwał się i wciąż są dobrymi
przyjaciółmi.
-
Luhan miał rację. – Głos Junmyeona przerwał panującą między nimi, chwilową
ciszę. Yifan miał wrażenie, że powiedział to bardziej do siebie niż do niego.
- Huh?
- Jeszcze zanim wczoraj po ciebie
zadzwonił, trochę mi o tobie opowiadał. Mówił, że jesteś naprawdę świetnym
gościem i kooooniecznie muszę cię poznać. Myślałem, że z ekscytacji rozniesie
pokój. – Chłopak zaśmiał się cicho, spoglądając na Yifana z rozbawieniem.
Sekundę później jego twarz nieco spoważniała. – Miał rację. – Uśmiechnął się
nieśmiało, spuszczając wzrok na swój kubek z bubble tea. Kris zamrugał parę
razy, wpatrując się w Junmyeona, który właśnie pochylił się nieco i wsunął
słomkę do ust, by upić łyk napoju. Dłonie miał schowane pod stolikiem, zapewne między
kolanami. – O wilku mowa.
Yifan
spojrzał w tą samą stronę co Suho i wreszcie (wreszcie? Aby na pewno wreszcie?)
ujrzał Luhana i Sehuna, którzy szli w ich stronę wyjątkowo blisko siebie. Ich
ramiona stykały się co chwilę, a dłoń Luhana co jakiś czas przypadkiem
muskała tą należącą do Hunniego.
- Ty też jesteś naprawdę
interesującą osobą – powiedział cicho, ledwo słyszalnie, ale dostrzegalnie
przez słuch Myeona jeszcze zanim Luhan opadł na jedno z krzeseł, ciągnąc za
sobą Sehuna. Suho uśmiechnął się pięknie, słysząc te słowa. – Hej, gdzie wy
byliście tyle czasu, co? – zwrócił się do wspomnianej wcześniej dwójki,
opierając dłonie o drewniany blat.
-
Nie uwierzysz! – Luhan poderwał się, prostując nagle. – Zaatakowali nas tytani.
Tytani mnie rozwalili na łopatki. Jak Lu coś wymyśli, to nie wiem czy się śmiać, czy też może płakać.
OdpowiedzUsuńOh, coś się zaczyna dziać między Krisem i Suho? Huhuhu, coraz ciekawiej się zapowiada.
Weny!