Na samym początku chciałabym przeprosić za zwłokę i taką dziurę czasową między tym rozdziałem a poprzednim. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że od majowego wydarzenia związanego z Krisem mam jakąś blokadę związaną z krisho. Kocham ich całym sercem i strasznie ciężko w ostatnich tygodniach pisało mi się o nich z myślą, że Yifan odszedł, lecz myślę, że powoli pozbywam się tych negatywnych myśli. W końcu dla mnie oni zawsze będą kochającymi się rodzicami EXO.
Z tą sytuacją wiąże się też to, iż stwierdziłam, że tytuł SS przestał całkiem pasować do tego fanficka, ponieważ serce mi zmiękło i totalnie skróciłam i zmieniłam angstowy nastrój, który czekał nas w tym ff. Summertime Sadness stanie się w jakiejś mierze fluffem. Tak trochę... ; ;
Miłego czytania!
Suho przez chwilę po prostu stał, nawet nie drgając,
co odebrało Yifanowi pewność siebie. W końcu to było coś spontanicznego i
nieprzemyślanego. Kris nie brał pod uwagę, że może to w jakiś sposób speszyć
Junmyeona, ponieważ wydawało mu się, że właśnie tego chłopak teraz potrzebował.
Wsparcia i dodania otuchy, czego aktualnie nikt poza blondynem zrobić nie mógł.
Ale
po chwili Jun westchnął cicho, oplatając niepewnie pas Yifana swoimi rękoma, a
to z kolei dodało Krisowi odwagi, utrzymując w przekonaniu, że jednak nie
zrobił źle.
- Myślę, że
wyciąganie cię z domu wujostwa było złym pomysłem. Powinieneś teraz być tam
razem z bratem… - powiedział cicho, kładąc policzek na głowie Junmyeona. Suho
opierał czoło o szyję Krisa, owiewając ją przy okazji ciepłym powietrzem
wydobywającym się z jego lekko rozchylonych warg.
Zamknął
usta, przełykając gorzką ślinę, która się w nich zebrała i poczuł, że powoli
zaczyna się uspakajać. Wciąż trwali w uścisku, stojąc przed wejściem do galerii
handlowej, zupełnie nie przejmując się przechodzącymi obok nimi ludźmi czy
pokazującymi się na niebie ciemnymi chmurami. I szczerze mówiąc – Junmyeonowi
to odpowiadało.
-
To i tak nic by nie dało – odpowiedział
cicho w pierś Yifana, ale wiedział, że ten usłyszał mimo wszechobecnego hałasu.
W ramionach blondyna czuł się dobrze. Zbyt dobrze i to go właśnie
przerażało.
Suho
puścił go, opuszczając ręce swobodnie wzdłuż własnego ciała. Odsunęli się od
siebie, wracając do taktownego dystansu, a Junmyeon westchnął cicho, zarzucając
kaptur na głowę. Pierwsze kropelki deszczu zaczęły zlatywać z nieba, zdobiąc
seulskie chodniki i ulice drobnymi cętkami, które powoli zaczęły zlewać się w
jedność.
Może
i czuł się nieco lepiej, ale wiedział, że szybko nie pozbędzie się złego
humoru. Cała ta sytuacja, w której znajdował się jego brat strasznie go
przytłaczała, szczególnie w chwilach takich jak ta – gdy wiedział, że chłopak
źle się czuje, a nie mógł przy nim być.
**
Rozstali
się w połowie drogi, ponieważ Suho chciał wstąpić do domu Luhana, który
poprosił go o wizytę. Przeczuwał, że miało to coś wspólnego z jego wcześniejszą
rozmową z Sehunem, powiązaną z wydarzeniami – a raczej zachowaniem Chińczyka -
podczas wczorajszej imprezy. Nie wiedział tylko, czy ma się spodziewać fatalnej
atmosfery czy może okrzyków szczęścia i szczegółowych informacji.
Kris
dotarł do domu szybko, jeszcze zanim na dobre się rozpadało. Dwoma szybkimi
krokami pokonał cztery schodki i wpadł do domu. Miał nadzieję, że uda mu się
przejść do pokoju niezauważonym, ponieważ paczka, w którą zapakowana była płyta
nieco zmokła, dlatego zmuszony był przeszukać swoją szafkę z rzeczami niepotrzebnymi-ale-bardzo-ważnymi-których-za-żadne-skarby-nie-wyrzucę
w poszukiwaniu innej.
Pech
chciał, że wpadł na swoją siostrę już w przedpokoju. Yoona stała z założonymi
rękoma na piersi, jej oczy były lekko zaszklone i prawdopodobnie kipiała ze
złości, jak jeszcze nigdy.
-
Yifan, gdzie pies? – zapytała nadzwyczajnie miękko, co wróżyło nic innego niż
kłopoty.
-
Słucham? – odpowiedział pytaniem na pytanie, nie wiedząc, do czego zmierza jego
siostra.
- Nie brałeś go ze sobą?
-
Huh? Nie… Szedłem do centrum handlowego. Nigdy nie zabierałem go tam, bo wstęp
ze zwierzętami jest zakazany. A dlaczego pytasz?
Yoona
wciągnęła ze świstem powietrze, łapiąc się za skronie. Jej oddech momentalnie
przyśpieszył i Kris wiedział, że zaraz usłyszy coś, co niekoniecznie go
ucieszy.
-
Bo nie ma go w domu, kretynie!
404 NOT FOUND.
-
Sprawdzałaś wszędzie? – zapytał, wymijając ją w przejściu. Skierował się ku
schodom, by sprawdzić możliwe miejsca kryjówki bedlingtona. – Ogródek, kosz na
pranie, szafki, biurka, pod łóżkami? – Zaczął wymieniać, zaglądając do
łazienki, potem do sypialni rodziców, Yoony i wreszcie swojej. Nic, pustka. –
Jasna cholera.
**
-
I jak? Dalej, Luhan. Gadaj – Junmyeon ponaglił przyjaciela, który siedział na
swoim łóżku niemal zwinięty w kłębek, z brodą ułożoną na kolanach, szczelnie
obejmując nogi ramionami.
-
Jest zły. Strasznie zły. – Chińczyk westchnął cierpiętniczo jeszcze zanim rzucił
się do tyłu, opadając na materac. – Nie wiem ile razy jeszcze mam go
przepraszać.
-
Samo ,,przepraszam’’ czasem nie wystarcza, Lulu. – Suho poczuł się jak swoja
matka, która powtarzała mu te słowa zawsze, gdy w dzieciństwie był niegrzeczny,
a potem przychodził ją przepraszać.
Junmyeon
spojrzał na Luhana w tym samym momencie, w którym wyraz twarzy Chińczyka
diametralnie się zmienił i naprawdę tego pożałował. Lu miał szeroko otwarte
oczy i nie mrugał ani nawet nie ruszał się, patrząc tępo w okolice swojego
biurka.
-
Więc co ja mam teraz zrobić? – zapytał z przerażeniem, a potem wreszcie przykrył
oczy powiekami. Po raz pierwszy od kilku(dziesięciu) sekund. – Boże, Suho!
-
To wreszcie Bóg czy Suho? – Kim uśmiechnął się złośliwie, unosząc jedną brew do
góry. Luhan spojrzał na niego dość… Niepokojąco, niemal zabijając go wzrokiem.
– Rany, Lulu. Nie udawaj bachora, skoro nawet ja wiem, że coś się święci. Po
prostu pęknij, powiedz mu wszystko i zrób jakiś krok w przód. Przestań
zachowywać się jak mała dziewica i przystąp wreszcie do działania.
-
Boję się, Jun.
-
Czego?
-
Że się potknę i go stracę. Przyjaźnimy się od tylu lat. Jest dla mnie ważny jak
jasna cholera, a związki często wszystko niszczą. Nawet z własnego egoizmu nie
chcę, żeby coś między nami się zepsuło, bo nie potrafiliśmy trzymać amorów na
wodzy. Nie poradzę sobie bez niego.
Luhan
wyraźnie złagodniał, zmieniając pozycję. Siedział po turecku, bawiąc się
bransoletką, którą miał na nadgarstku. – Ale może masz rację.
-
Jasne, że mam. – Suho uśmiechnął się szeroko, siadając obok swojego przyjaciela.
Poklepał go pokrzepiająco po plecach, a potem oparł się o ścianę, przy której
siedzieli. – Jeżeli boisz się zrobić ten decydujący krok samodzielnie, to
chociaż zróbcie go razem. Porozmawiaj z nim. Ale tak na poważnie, Lulu.
Zapytaj, czego od ciebie oczekuje. Czego oczekuje od was.
Pod
koniec tego dnia Junmyeon poznał swojego przyjaciela od całkiem innej, być może
trochę dojrzalszej strony. Dowiedział się też z grubsza o całej sytuacji, w
której znajdował się Luhan. Mimo że wcześniej niewiele słyszał o Sehunie, to
ten krótki pobyt w stolicy pozwolił mu wiele zrozumieć i odkryć, jak Lu zmienił
się po poznaniu Huna.
Po
upływie kilkudziesięciu minut, Luhan wreszcie przestał zachowywać się jak
nastolatka ze złamanym sercem, pozwalając, by wreszcie zaczęli rozmawiać na
normalne, bezsensowne tematy.
Ojczym
Chińczyka podrzucił im również chipsy, którymi zaczęli się objadać z większym
(Suho) lub mniejszym (Luhan) umiarem.
W
trakcie rozmowy o studiach i planach po zakończeniu nauki telefon Hana
zawibrował kilka razy, powiadamiając o przychodzącym sms-ie. Chińczyk sięgnął z
niechęcią i trudem na drugi koniec łóżka, biorąc do rąk urządzenie i zaśmiał
się z politowaniem, odczytując treść wiadomości.
-
Yifan zgubił psa.
-
Co?
-
Napisał, że gdy wrócił do domu Yoona powiedziała mu, że Boom’a nigdzie nie ma –
wytłumaczył, podnosząc się z miękkiego materaca. – Byliście razem, prawda?
-
Phh, co to ma do rzeczy? – Junmyeon pisnął dość… Niemięsko. – Ale tak, byliśmy
razem. Pomagałem mu wybrać prezent urodzinowy dla siostry. To coś złego?
-
Nie… Jasne, że nie, Myeonnie. – Diabelski uśmiech zaigrał na twarzy Luhana, gdy
wyciągał z szafy swoją bluzę. – Chodź, pojedziemy pomóc mu szukać. W przeciwnym
razie – sam pewnie go nie znajdzie i tyle po nim będzie. Yoo zabije go gołymi
rękoma. Chyba, że on sam ją wyprzedzi i rzuci się z mostu, pod samochód czy coś
w ten deseń.
Kim
nie miał zielonego pojęcia, gdzie jechali dopóki okolica nie zaczęła wyglądać
znajomo. Mógł przysiąc, że byli gdzieś niedaleko domu Yifana.
Luhan
zaparkował w wolnym i dozwolonym miejscu, idąc w stronę małego parku, w którym
czekał już Kris, jego siostra i Sehun. Brakowało jeszcze tylko rodziców
blondyna oraz chłopaka, u którego byli na imprezie oraz… Baekhyuna? Czy jak mu
tam było. Wtedy Junmyeon mógłby spokojnie stwierdzić, że Yifan wkręcił w akcję
poszukiwawczą wszystkich.
-
Nigdzie go nie ma? – Lu wsunął dłonie do tylnich kieszeni swoich spodni i
stanął obok Oh. Bliżej niż zwykli ludzie, biorąc pod uwagę to, że niemal na
niego napierał.
-
Nigdzie. Jak kamień w wodę – odpowiedziała Yoona, choć wiedziała, że pytanie
było kierowane w stronę jej brata. – Ale czego mielibyśmy się spodziewać? To szczeniak
wypuszczony sam w stolicy. Prawda, Yifannie? – syknęła,
ściągając brwi do siebie.
-
Obwiniasz za to Krisa? Czemu? – Sehun wtrącił się ciekawsko, spoglądając
ukradkiem na dłoń Luhana, która spoczywała od jakiegoś czasu na jego ramieniu.
-
Bo wyszło na to, że wychodząc nie zauważyłem otwartej bramy i prawdopodobnie
przez przypadek wypuściłem Boom’a do ogrodu, a on wybiegł z posesji.
-
Jeśli pobiegł za tobą do centrum, to przysięgam, Yifan, zabiję cię.
Dziewczyna
była bliska płaczu. Co do tego nie pozostawało wątpliwości, ponieważ można było
to zaobserwować gołym okiem jak i wyłapać z jej załamanego głosu. Kris podszedł
do niej, wymijając Suho i przytulił mocno.
-
Znajdziemy go, słyszysz?
-
Na pewno nie pobiegł zbyt daleko – wtrącił się Luhan, po raz kolejny zwracając
się do blondyna. – Ja, Sehun i Yoona ogarniemy park, a ty i Junmyeon
rozejrzyjcie się po okolicy. Jeśli go nie znajdziemy, to jutro po prostu
rozwiesi się ogłoszenia i takie tam. Miał na sobie obrożę, więc jeśli ktoś go
znajdzie, to zapewne zadzwoni pod numer, który miał na identyfikatorze, prawda?
Kris, masz telefon, prawda?
Blondyn
przytaknął, sprawdzając, czy przypadkiem go nie wyciszył. Luhan miał rację.
Jeżeli jakiś człowiek znajdzie Boom’a i okaże się na tyle ludzki, to zadzwoni.
Z racji, że na zawieszce był numer komórkowy Krisa, Yifan będzie musiał być pod
telefonem dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Rozdzielili
się zgodnie z propozycją Chińczyka, wychodząc we dwójkę z terenu parku. Śliczne
odcienie różu i pomarańczy zdobiły już niebo, prezentując je w naprawdę
urzekający sposób. Niestety z tego powodu musieli się więcej nachodzić, by
sprawdzić każdy mniej oświetlony kąt lepiej i uważniej, nie chcąc niczego
przeoczyć. Boom mógł być naprawdę wszędzie i znalezienie go wymagało ogromnej
ilości wkładu i uwagi.
-
Zaczynam na poważnie bać się, że się nie znajdzie – wypalił, spoglądając
ukradkiem na Junmyeona, który wydawał się być w pełni skupiony na
poszukiwaniach. – W dodatku to moja wina, że uciekł i…
-
Yifan. – Suho przerwał mu, marszcząc brwi. – Sam mówiłeś, że na pewno go znajdziemy.
Nie wątp w to tak szybko.
Blondyn
przytaknął, chcąc zgodzić się z Junmyeonem i jego słowami. Kim miał rację, ale
Kris po prostu powoli przestawał trzeźwo myśleć. Zdążył się niesamowicie
przywiązać do Boom’a. Szczególnie, że był pierwszym psem, na którego zgodzili
się jego rodzice od wielu lat z powodu zieleni otaczającej dom i miłości, którą
pała do niej pani Wu. Dopiero, gdy wraz z siostrą zdołali wytłumaczyć rodzicom,
że nie wszystkie psy muszą kopać dziury, sikać na kwiatki i wszystko niszczyć,
stwierdzili, że pupil to jednak nie taki zły pomysł. – Ja pójdę w tę stronę,
rozejrzę się trochę. Może gdzieś utkwił i nie może wyjść – Suho wskazał palcem
na uliczkę, do której dotarli.
Rozglądał
się z ogromną uwagą i skupieniem godnym przeprowadzenia eksperymentów w trakcie
roku szkolnego, starając się, by nic nie umknęło jego uwadze.
Uliczka
była krótka, jak typowy ślepy zaułek, mimo że miała w sobie coś ciepłego i
przyjemnego. Omiótł wzrokiem stojące na samym końcu drewniane coś i już
miał się wycofywać, by wrócić do Krisa, gdy pewien charakterystyczny dźwięk
dobiegł do jego uszu.
Automatycznie
odwrócił się, podbiegając do drewnianej mini-budowli. Odgarnął grzywkę z czoła,
sięgając ręką za to coś, co przypominało wielką budę dla psa. Jego dłoń
najpierw otarła się o nieprzyjemną fakturę muru, przy którym stało owa budka, a
potem napotkała na coś miękkiego, ciepłego i futrzanego. Uśmiechnął się, łapiąc
najdelikatniej jak tylko potrafił małą znajdę i wyciągnął go.
-
KRIS~! – krzyknął, zdzierając gardło, a potem przyjrzał się dokładnie Boom’owi.
Maluch nie wydawał się mieć żadnych obrażeń, dlatego coś zupełnie innego
przykuło jego uwagę razem z przyjściem Yifana na miejsce.
Oddał
bedlingtona w ręce Krisa i przysunął się nieco w bok, wciąż kucając. Otworzył
bezszelestnie spróchniałe drzwiczki i widok, który zobaczył w środku uderzył
jego serce.
W
środku, na kupie wszelkiego rodzaju pobrudzonych szmat, leżały trzy szczeniaki,
przytulające się desperacko do będącej z nimi – zapewne – matki, w
której oczach pojawił się cień strachu i paniki.
Stan,
w którym znajdowała się zarówna suczka jak i jej dzieci oraz warunki, w których
spały poruszyły Suho do tego stopnia, że jego głos załamał się, kiedy poprosił
blondyna, by podszedł do niego i spojrzał tam.
-
Huh? – Kris uniósł brwi, trzymając mocno wiercącego się w jego dłoniach
szczeniaka.
-
Yifan… Ja ich tu tak nie zostawię. Spójrz tylko na nie.
Blondyn
polizał bez pośpiechu dolną wargę, patrząc to na Junmyeona, na którego twarzy
malowało się jedno wielkie zmartwienie, to na psy znajdujące się w środku, aż
wreszcie podniósł się z klęczek, kiwając ponownie głową. Uśmiech rozbłysnął na
jego twarzy.
-
Jasne, że ich tak tutaj nie zostawimy – zapewnił. – Poczekasz tutaj na mnie?
Pójdę zawiadomić resztę, że zguba się znalazła, odwiozę Yoonę do domu i wrócę
tutaj do… Was.
Kim
nie wiedział, czego ma się spodziewać po słowach blondyna, ale przytaknął,
siadając po turecku na brukowanej uliczce, zgadzając się.
Kris
spojrzał na niego z pewnego rodzaju uwagą, a potem zaprezentował swój
charakterystyczny i łatwy do zapamiętania, szczery uśmiech zanim odszedł w
stronę parku.
W
drodze zadzwonił do Luhana, ogłaszając dobrą nowinę dzięki czemu spotkał resztę
ekipy poszukiwawczej tuż przy wejściu do parku. Yoona odebrała Boom’a z
jego rąk, by wyściskać go z radosnym okrzykiem.
-
Wy możecie jechać – zaczął, spoglądając groźnie na Chińczyka i jego
przyjaciela. – i w końcu NA POWAŻNIE porozmawiać, zrozumiano? A ja odwiozę
Yoonę do domu, a później…
-
A Junmyeon? – zapytał ciekawsko Luhan, chcąc odwrócić uwagę wszystkich od słów
Krisa dotyczących poważnej rozmowy jego i Huna.
-
Po niego przyjadę potem, bo…
-
Bo co, hmmm?
-
Jeśli powiem ci, że zabieram go na randkę, odpuścisz? – Blondyn wrócił oczami,
pragnąc pozbyć się natrętnego i zdecydowanie zbyt podejrzliwego przyjaciela,
który na dobrą sprawę powinien martwić się teraz o swój własny tyłek.
-
Ależ oczywiście, Fannie.
Jeju pieski :c Ja by się tam chyba rozpłakała. Cierpienie zwierzątek boli mnie dwa razy bardziej niż cierpienie ludzi. ( Ale EXO to nie ludzie xD to jest coś ponad naszą rasę xD, więc ich cierpienie też mnie boli, bardzo... ) Ale żeby zostawić tak Suho? Samego? Z pieskami i tylko nimi? A co jak jak jakiś pedofil do niego podejdzie, o Krissusie, nie chcę nawet myśleć. Luhan i Sehun koniecznie potrzebują rozmowy i to w trybie natychmiastowym. Ale taki zdołowany Lu, zawinięty kołdrą w naleśnika, omo to było na swój sposób urocze <3 Kris serio zabierze Myeonnie'go na randkę? *-* Ooo już nie mogę się doczekać, next'a ( ja i moja wiecznie popełniająca samobójstwo cierpliwość xD ) Nie wiem mi się rozdział bardzo podobał i poprawiłaś mi nim humor, bo dzisiaj nie byłam w najlepszym stanie, ale dzięki tobie jest dobrze ^.^
OdpowiedzUsuńHwaiting!
przepraszam, że przez najbliższe kilka sekund/minut będziesz to czytać, ale O MÓJ BOŻE JUNMYEON TAKI PERFEKCYJNY HALO POTRZEBUJĘ LEKARZA/PSYCHATRY/KSIĘDZA/GRABARZA, BO WŁAŚNIE DOKONANO ZAMACHU NA MOJE ŻYCIE BOŻE JA PŁONĘ OGNIEM SOMEONE CALL THE DOCTOR!!!11 ZAPISZCZAŁ NIEMĘSKIM GŁOSEM A JA SIĘ CHYBA ZE ŚMIECHU POPŁAKAŁAM. ALBO 'TO W KOŃCU BÓG CZY SUHO?' OSZCZAŁAM MAJTY SŁOWO DAJĘ, SZATAN WCIELONY!!1 o nah, naprawdę przepraszam jumoe, ale jest ta godzina, a ja nie potrafię się tak trochę opanować przez feelsy, u know. krisho są takimi pipkami w tym fanfiku, ale ten fanfik jest taki uroczy, że po prostu nie da się go nie kochać (●´ω`●) jumoe pisz szybko kolejny rozdział, bo ja chcę zobaczyć co zrobią z tymi kochanymi pieskami, nah! ヾ(*´∀`*)ノ a lohan i sehuj potrzebują rozmowy z psychiatrą, a nie sami ze sobą ok XDDD
OdpowiedzUsuńAwwww, sytuacja z pieskami taka urocza <3
OdpowiedzUsuń