6. Summertime sadness [krisho]

Na samym początku chciałabym przeprosić za zwłokę i taką dziurę czasową między tym rozdziałem a poprzednim. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że od majowego wydarzenia związanego z Krisem mam jakąś blokadę związaną z krisho. Kocham ich całym sercem i strasznie ciężko w ostatnich tygodniach pisało mi się o nich z myślą, że Yifan odszedł, lecz myślę, że powoli pozbywam się tych negatywnych myśli. W końcu dla mnie oni zawsze będą kochającymi się rodzicami EXO.
Z tą sytuacją wiąże się też to, iż stwierdziłam, że tytuł SS przestał całkiem pasować do tego fanficka, ponieważ serce mi zmiękło i totalnie skróciłam i zmieniłam angstowy nastrój, który czekał nas w tym ff. Summertime Sadness stanie się w jakiejś mierze fluffem. Tak trochę... ; ;
Miłego czytania! 



            Suho przez chwilę po prostu stał, nawet nie drgając, co odebrało Yifanowi pewność siebie. W końcu to było coś spontanicznego i nieprzemyślanego. Kris nie brał pod uwagę, że może to w jakiś sposób speszyć Junmyeona, ponieważ wydawało mu się, że właśnie tego chłopak teraz potrzebował. Wsparcia i dodania otuchy, czego aktualnie nikt poza blondynem zrobić nie mógł.
            Ale po chwili Jun westchnął cicho, oplatając niepewnie pas Yifana swoimi rękoma, a to z kolei dodało Krisowi odwagi, utrzymując w przekonaniu, że jednak nie zrobił źle.
- Myślę, że wyciąganie cię z domu wujostwa było złym pomysłem. Powinieneś teraz być tam razem z bratem… - powiedział cicho, kładąc policzek na głowie Junmyeona. Suho opierał czoło o szyję Krisa, owiewając ją przy okazji ciepłym powietrzem wydobywającym się z jego lekko rozchylonych warg.
            Zamknął usta, przełykając gorzką ślinę, która się w nich zebrała i poczuł, że powoli zaczyna się uspakajać. Wciąż trwali w uścisku, stojąc przed wejściem do galerii handlowej, zupełnie nie przejmując się przechodzącymi obok nimi ludźmi czy pokazującymi się na niebie ciemnymi chmurami. I szczerze mówiąc – Junmyeonowi to odpowiadało.
            - To i tak nic by nie dało –  odpowiedział cicho w pierś Yifana, ale wiedział, że ten usłyszał mimo wszechobecnego hałasu. W ramionach blondyna czuł się dobrze. Zbyt dobrze i to go właśnie przerażało.
            Suho puścił go, opuszczając ręce swobodnie wzdłuż własnego ciała. Odsunęli się od siebie, wracając do taktownego dystansu, a Junmyeon westchnął cicho, zarzucając kaptur na głowę. Pierwsze kropelki deszczu zaczęły zlatywać z nieba, zdobiąc seulskie chodniki i ulice drobnymi cętkami, które powoli zaczęły zlewać się w jedność.
            Może i czuł się nieco lepiej, ale wiedział, że szybko nie pozbędzie się złego humoru. Cała ta sytuacja, w której znajdował się jego brat strasznie go przytłaczała, szczególnie w chwilach takich jak ta – gdy wiedział, że chłopak źle się czuje, a nie mógł przy nim być.

**
            Rozstali się w połowie drogi, ponieważ Suho chciał wstąpić do domu Luhana, który poprosił go o wizytę. Przeczuwał, że miało to coś wspólnego z jego wcześniejszą rozmową z Sehunem, powiązaną z wydarzeniami – a raczej zachowaniem Chińczyka - podczas wczorajszej imprezy. Nie wiedział tylko, czy ma się spodziewać fatalnej atmosfery czy może okrzyków szczęścia i szczegółowych informacji.
            Kris dotarł do domu szybko, jeszcze zanim na dobre się rozpadało. Dwoma szybkimi krokami pokonał cztery schodki i wpadł do domu. Miał nadzieję, że uda mu się przejść do pokoju niezauważonym, ponieważ paczka, w którą zapakowana była płyta nieco zmokła, dlatego zmuszony był przeszukać swoją szafkę z rzeczami niepotrzebnymi-ale-bardzo-ważnymi-których-za-żadne-skarby-nie-wyrzucę w poszukiwaniu innej.
            Pech chciał, że wpadł na swoją siostrę już w przedpokoju. Yoona stała z założonymi rękoma na piersi, jej oczy były lekko zaszklone i prawdopodobnie kipiała ze złości, jak jeszcze nigdy.
            - Yifan, gdzie pies? – zapytała nadzwyczajnie miękko, co wróżyło nic innego niż kłopoty.
            - Słucham? – odpowiedział pytaniem na pytanie, nie wiedząc, do czego zmierza jego siostra.
            - Nie brałeś go ze sobą?                         
            - Huh? Nie… Szedłem do centrum handlowego. Nigdy nie zabierałem go tam, bo wstęp ze zwierzętami jest zakazany. A dlaczego pytasz?
            Yoona wciągnęła ze świstem powietrze, łapiąc się za skronie. Jej oddech momentalnie przyśpieszył i Kris wiedział, że zaraz usłyszy coś, co niekoniecznie go ucieszy.
            - Bo nie ma go w domu, kretynie!
            404 NOT FOUND.
            - Sprawdzałaś wszędzie? – zapytał, wymijając ją w przejściu. Skierował się ku schodom, by sprawdzić możliwe miejsca kryjówki bedlingtona. – Ogródek, kosz na pranie, szafki, biurka, pod łóżkami? – Zaczął wymieniać, zaglądając do łazienki, potem do sypialni rodziców, Yoony i wreszcie swojej. Nic, pustka. – Jasna cholera.
           
**
            - I jak? Dalej, Luhan. Gadaj – Junmyeon ponaglił przyjaciela, który siedział na swoim łóżku niemal zwinięty w kłębek, z brodą ułożoną na kolanach, szczelnie obejmując nogi ramionami.
            - Jest zły. Strasznie zły. – Chińczyk westchnął cierpiętniczo jeszcze zanim rzucił się do tyłu, opadając na materac. – Nie wiem ile razy jeszcze mam go przepraszać.
            - Samo ,,przepraszam’’ czasem nie wystarcza, Lulu. – Suho poczuł się jak swoja matka, która powtarzała mu te słowa zawsze, gdy w dzieciństwie był niegrzeczny, a potem przychodził ją przepraszać.
            Junmyeon spojrzał na Luhana w tym samym momencie, w którym wyraz twarzy Chińczyka diametralnie się zmienił i naprawdę tego pożałował. Lu miał szeroko otwarte oczy i nie mrugał ani nawet nie ruszał się, patrząc tępo w okolice swojego biurka.
            - Więc co ja mam teraz zrobić? – zapytał z przerażeniem, a potem wreszcie przykrył oczy powiekami. Po raz pierwszy od kilku(dziesięciu) sekund. – Boże, Suho!
            - To wreszcie Bóg czy Suho? – Kim uśmiechnął się złośliwie, unosząc jedną brew do góry. Luhan spojrzał na niego dość… Niepokojąco, niemal zabijając go wzrokiem. – Rany, Lulu. Nie udawaj bachora, skoro nawet ja wiem, że coś się święci. Po prostu pęknij, powiedz mu wszystko i zrób jakiś krok w przód. Przestań zachowywać się jak mała dziewica i przystąp wreszcie do działania.
            - Boję się, Jun.
            - Czego?
            - Że się potknę i go stracę. Przyjaźnimy się od tylu lat. Jest dla mnie ważny jak jasna cholera, a związki często wszystko niszczą. Nawet z własnego egoizmu nie chcę, żeby coś między nami się zepsuło, bo nie potrafiliśmy trzymać amorów na wodzy. Nie poradzę sobie bez niego.
            Luhan wyraźnie złagodniał, zmieniając pozycję. Siedział po turecku, bawiąc się bransoletką, którą miał na nadgarstku. – Ale może masz rację.
            - Jasne, że mam. – Suho uśmiechnął się szeroko, siadając obok swojego przyjaciela. Poklepał go pokrzepiająco po plecach, a potem oparł się o ścianę, przy której siedzieli. – Jeżeli boisz się zrobić ten decydujący krok samodzielnie, to chociaż zróbcie go razem. Porozmawiaj z nim. Ale tak na poważnie, Lulu. Zapytaj, czego od ciebie oczekuje. Czego oczekuje od was.
            Pod koniec tego dnia Junmyeon poznał swojego przyjaciela od całkiem innej, być może trochę dojrzalszej strony. Dowiedział się też z grubsza o całej sytuacji, w której znajdował się Luhan. Mimo że wcześniej niewiele słyszał o Sehunie, to ten krótki pobyt w stolicy pozwolił mu wiele zrozumieć i odkryć, jak Lu zmienił się po poznaniu Huna.
            Po upływie kilkudziesięciu minut, Luhan wreszcie przestał zachowywać się jak nastolatka ze złamanym sercem, pozwalając, by wreszcie zaczęli rozmawiać na normalne, bezsensowne tematy.
            Ojczym Chińczyka podrzucił im również chipsy, którymi zaczęli się objadać z większym (Suho) lub mniejszym (Luhan) umiarem.
            W trakcie rozmowy o studiach i planach po zakończeniu nauki telefon Hana zawibrował kilka razy, powiadamiając o przychodzącym sms-ie. Chińczyk sięgnął z niechęcią i trudem na drugi koniec łóżka, biorąc do rąk urządzenie i zaśmiał się z politowaniem, odczytując treść wiadomości.
            - Yifan zgubił psa.
            - Co?
            - Napisał, że gdy wrócił do domu Yoona powiedziała mu, że Boom’a nigdzie nie ma – wytłumaczył, podnosząc się z miękkiego materaca. – Byliście razem, prawda?
            - Phh, co to ma do rzeczy? – Junmyeon pisnął dość… Niemięsko. – Ale tak, byliśmy razem. Pomagałem mu wybrać prezent urodzinowy dla siostry. To coś złego?
            - Nie… Jasne, że nie, Myeonnie. – Diabelski uśmiech zaigrał na twarzy Luhana, gdy wyciągał z szafy swoją bluzę. – Chodź, pojedziemy pomóc mu szukać. W przeciwnym razie – sam pewnie go nie znajdzie i tyle po nim będzie. Yoo zabije go gołymi rękoma. Chyba, że on sam ją wyprzedzi i rzuci się z mostu, pod samochód czy coś w ten deseń.
            Kim nie miał zielonego pojęcia, gdzie jechali dopóki okolica nie zaczęła wyglądać znajomo. Mógł przysiąc, że byli gdzieś niedaleko domu Yifana.
            Luhan zaparkował w wolnym i dozwolonym miejscu, idąc w stronę małego parku, w którym czekał już Kris, jego siostra i Sehun. Brakowało jeszcze tylko rodziców blondyna oraz chłopaka, u którego byli na imprezie oraz… Baekhyuna? Czy jak mu tam było. Wtedy Junmyeon mógłby spokojnie stwierdzić, że Yifan wkręcił w akcję poszukiwawczą wszystkich.
            - Nigdzie go nie ma? – Lu wsunął dłonie do tylnich kieszeni swoich spodni i stanął obok Oh. Bliżej niż zwykli ludzie, biorąc pod uwagę to, że niemal na niego napierał.
            - Nigdzie. Jak kamień w wodę – odpowiedziała Yoona, choć wiedziała, że pytanie było kierowane w stronę jej brata. – Ale czego mielibyśmy się spodziewać? To szczeniak wypuszczony sam w stolicy. Prawda, Yifannie? – syknęła, ściągając brwi do siebie.
            - Obwiniasz za to Krisa? Czemu? – Sehun wtrącił się ciekawsko, spoglądając ukradkiem na dłoń Luhana, która spoczywała od jakiegoś czasu na jego ramieniu.
            - Bo wyszło na to, że wychodząc nie zauważyłem otwartej bramy i prawdopodobnie przez przypadek wypuściłem Boom’a do ogrodu, a on wybiegł z posesji.
            - Jeśli pobiegł za tobą do centrum, to przysięgam, Yifan, zabiję cię.
            Dziewczyna była bliska płaczu. Co do tego nie pozostawało wątpliwości, ponieważ można było to zaobserwować gołym okiem jak i wyłapać z jej załamanego głosu. Kris podszedł do niej, wymijając Suho i przytulił mocno.
            - Znajdziemy go, słyszysz?
            - Na pewno nie pobiegł zbyt daleko – wtrącił się Luhan, po raz kolejny zwracając się do blondyna. – Ja, Sehun i Yoona ogarniemy park, a ty i Junmyeon rozejrzyjcie się po okolicy. Jeśli go nie znajdziemy, to jutro po prostu rozwiesi się ogłoszenia i takie tam. Miał na sobie obrożę, więc jeśli ktoś go znajdzie, to zapewne zadzwoni pod numer, który miał na identyfikatorze, prawda? Kris, masz telefon, prawda?
            Blondyn przytaknął, sprawdzając, czy przypadkiem go nie wyciszył. Luhan miał rację. Jeżeli jakiś człowiek znajdzie Boom’a i okaże się na tyle ludzki, to zadzwoni. Z racji, że na zawieszce był numer komórkowy Krisa, Yifan będzie musiał być pod telefonem dwadzieścia cztery godziny na dobę.
            Rozdzielili się zgodnie z propozycją Chińczyka, wychodząc we dwójkę z terenu parku. Śliczne odcienie różu i pomarańczy zdobiły już niebo, prezentując je w naprawdę urzekający sposób. Niestety z tego powodu musieli się więcej nachodzić, by sprawdzić każdy mniej oświetlony kąt lepiej i uważniej, nie chcąc niczego przeoczyć. Boom mógł być naprawdę wszędzie i znalezienie go wymagało ogromnej ilości wkładu i uwagi.
            - Zaczynam na poważnie bać się, że się nie znajdzie – wypalił, spoglądając ukradkiem na Junmyeona, który wydawał się być w pełni skupiony na poszukiwaniach. – W dodatku to moja wina, że uciekł i…
            - Yifan. – Suho przerwał mu, marszcząc brwi. – Sam mówiłeś, że na pewno go znajdziemy. Nie wątp w to tak szybko.
            Blondyn przytaknął, chcąc zgodzić się z Junmyeonem i jego słowami. Kim miał rację, ale Kris po prostu powoli przestawał trzeźwo myśleć. Zdążył się niesamowicie przywiązać do Boom’a. Szczególnie, że był pierwszym psem, na którego zgodzili się jego rodzice od wielu lat z powodu zieleni otaczającej dom i miłości, którą pała do niej pani Wu. Dopiero, gdy wraz z siostrą zdołali wytłumaczyć rodzicom, że nie wszystkie psy muszą kopać dziury, sikać na kwiatki i wszystko niszczyć, stwierdzili, że pupil to jednak nie taki zły pomysł. – Ja pójdę w tę stronę, rozejrzę się trochę. Może gdzieś utkwił i nie może wyjść – Suho wskazał palcem na uliczkę, do której dotarli.
            Rozglądał się z ogromną uwagą i skupieniem godnym przeprowadzenia eksperymentów w trakcie roku szkolnego, starając się, by nic nie umknęło jego uwadze.
            Uliczka była krótka, jak typowy ślepy zaułek, mimo że miała w sobie coś ciepłego i przyjemnego. Omiótł wzrokiem stojące na samym końcu drewniane coś i już miał się wycofywać, by wrócić do Krisa, gdy pewien charakterystyczny dźwięk dobiegł do jego uszu.
            Automatycznie odwrócił się, podbiegając do drewnianej mini-budowli. Odgarnął grzywkę z czoła, sięgając ręką za to coś, co przypominało wielką budę dla psa. Jego dłoń najpierw otarła się o nieprzyjemną fakturę muru, przy którym stało owa budka, a potem napotkała na coś miękkiego, ciepłego i futrzanego. Uśmiechnął się, łapiąc najdelikatniej jak tylko potrafił małą znajdę i wyciągnął go.
            - KRIS~! – krzyknął, zdzierając gardło, a potem przyjrzał się dokładnie Boom’owi. Maluch nie wydawał się mieć żadnych obrażeń, dlatego coś zupełnie innego przykuło jego uwagę razem z przyjściem Yifana na miejsce.
            Oddał bedlingtona w ręce Krisa i przysunął się nieco w bok, wciąż kucając. Otworzył bezszelestnie spróchniałe drzwiczki i widok, który zobaczył w środku uderzył jego serce.
            W środku, na kupie wszelkiego rodzaju pobrudzonych szmat, leżały trzy szczeniaki, przytulające się desperacko do będącej z nimi – zapewne – matki, w której oczach pojawił się cień strachu i paniki.
            Stan, w którym znajdowała się zarówna suczka jak i jej dzieci oraz warunki, w których spały poruszyły Suho do tego stopnia, że jego głos załamał się, kiedy poprosił blondyna, by podszedł do niego i spojrzał tam.
            - Huh? – Kris uniósł brwi, trzymając mocno wiercącego się w jego dłoniach szczeniaka.
            - Yifan… Ja ich tu tak nie zostawię. Spójrz tylko na nie.
            Blondyn polizał bez pośpiechu dolną wargę, patrząc to na Junmyeona, na którego twarzy malowało się jedno wielkie zmartwienie, to na psy znajdujące się w środku, aż wreszcie podniósł się z klęczek, kiwając ponownie głową. Uśmiech rozbłysnął na jego twarzy.
            - Jasne, że ich tak tutaj nie zostawimy – zapewnił. – Poczekasz tutaj na mnie? Pójdę zawiadomić resztę, że zguba się znalazła, odwiozę Yoonę do domu i wrócę tutaj do… Was.
            Kim nie wiedział, czego ma się spodziewać po słowach blondyna, ale przytaknął, siadając po turecku na brukowanej uliczce, zgadzając się.
            Kris spojrzał na niego z pewnego rodzaju uwagą, a potem zaprezentował swój charakterystyczny i łatwy do zapamiętania, szczery uśmiech zanim odszedł w stronę parku.
            W drodze zadzwonił do Luhana, ogłaszając dobrą nowinę dzięki czemu spotkał resztę ekipy poszukiwawczej tuż przy wejściu do parku. Yoona odebrała Boom’a z jego rąk, by wyściskać go z radosnym okrzykiem.
            - Wy możecie jechać – zaczął, spoglądając groźnie na Chińczyka i jego przyjaciela. – i w końcu NA POWAŻNIE porozmawiać, zrozumiano? A ja odwiozę Yoonę do domu, a później…
            - A Junmyeon? – zapytał ciekawsko Luhan, chcąc odwrócić uwagę wszystkich od słów Krisa dotyczących poważnej rozmowy jego i Huna.
            - Po niego przyjadę potem, bo…
            - Bo co, hmmm?
            - Jeśli powiem ci, że zabieram go na randkę, odpuścisz? – Blondyn wrócił oczami, pragnąc pozbyć się natrętnego i zdecydowanie zbyt podejrzliwego przyjaciela, który na dobrą sprawę powinien martwić się teraz o swój własny tyłek.
            - Ależ oczywiście, Fannie.  

3 komentarze:

  1. Jeju pieski :c Ja by się tam chyba rozpłakała. Cierpienie zwierzątek boli mnie dwa razy bardziej niż cierpienie ludzi. ( Ale EXO to nie ludzie xD to jest coś ponad naszą rasę xD, więc ich cierpienie też mnie boli, bardzo... ) Ale żeby zostawić tak Suho? Samego? Z pieskami i tylko nimi? A co jak jak jakiś pedofil do niego podejdzie, o Krissusie, nie chcę nawet myśleć. Luhan i Sehun koniecznie potrzebują rozmowy i to w trybie natychmiastowym. Ale taki zdołowany Lu, zawinięty kołdrą w naleśnika, omo to było na swój sposób urocze <3 Kris serio zabierze Myeonnie'go na randkę? *-* Ooo już nie mogę się doczekać, next'a ( ja i moja wiecznie popełniająca samobójstwo cierpliwość xD ) Nie wiem mi się rozdział bardzo podobał i poprawiłaś mi nim humor, bo dzisiaj nie byłam w najlepszym stanie, ale dzięki tobie jest dobrze ^.^
    Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  2. przepraszam, że przez najbliższe kilka sekund/minut będziesz to czytać, ale O MÓJ BOŻE JUNMYEON TAKI PERFEKCYJNY HALO POTRZEBUJĘ LEKARZA/PSYCHATRY/KSIĘDZA/GRABARZA, BO WŁAŚNIE DOKONANO ZAMACHU NA MOJE ŻYCIE BOŻE JA PŁONĘ OGNIEM SOMEONE CALL THE DOCTOR!!!11 ZAPISZCZAŁ NIEMĘSKIM GŁOSEM A JA SIĘ CHYBA ZE ŚMIECHU POPŁAKAŁAM. ALBO 'TO W KOŃCU BÓG CZY SUHO?' OSZCZAŁAM MAJTY SŁOWO DAJĘ, SZATAN WCIELONY!!1 o nah, naprawdę przepraszam jumoe, ale jest ta godzina, a ja nie potrafię się tak trochę opanować przez feelsy, u know. krisho są takimi pipkami w tym fanfiku, ale ten fanfik jest taki uroczy, że po prostu nie da się go nie kochać (●´ω`●) jumoe pisz szybko kolejny rozdział, bo ja chcę zobaczyć co zrobią z tymi kochanymi pieskami, nah! ヾ(*´∀`*)ノ a lohan i sehuj potrzebują rozmowy z psychiatrą, a nie sami ze sobą ok XDDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Awwww, sytuacja z pieskami taka urocza <3

    OdpowiedzUsuń

SZABLON WYKONANY PRZEZ TYLER/ Enjoy!