0. Hi, I exist [hunhan]

(c) Naleśnik
Tytuł: Hi, I exist
Pairing: hunhan
Rating: PG-13
Gatunek: angst, obyczaj, au
Ostrzeżenia: mogą wystąpić nieliczne przekleństwa
Od autora: Wracam po ponad miesięcznej przerwie z prologiem nowego opowiadania do którego wciąż nie jestem w stu procentach przekonana. Nie chcę się tutaj usprawiedliwiać, bo to i tak nic nie da, w dodatku nie wiem jak to będzie z blogiem w trakcie roku szkolnego. Mimo wszystko HIE jest fanfikiem, który bardzo chciałabym skończyć i postaram się dać z siebie wszystko, by tego dokonać! 
Enjoy! 


Pochodzę z dobrego domu i mam niesamowitych rodziców dzięki którym zawsze niczego mi nie brakowało, mogłem liczyć na ich pomoc i pieniądze. Wiodłem lekkie życie bez niepotrzebnych zmartwień. W pewnym momencie zrozumiałem, że to mi szkodziło.
Kierowany chęcią zmienienia tego zacząłem żyć monotonnym życiem przeciętnego koreańskiego studenta, wynajmując mieszkanie bardzo blisko centrum Seulu, oddalony kilka kilometrów od rodzinnego domu. Zatrudniłem się w niezbyt dobrze prezentującej się knajpce z denną nazwą, którą zapomina się zaraz po opuszczeniu lokalu, choć nie musiałem, ponieważ rodzicie regularnie przelewali pieniądze na moje konto bankowe.
Ten bar podawał obiady, śniadania, kolacje, desery i alkohol, znajdował się niedaleko uczelni, dlatego większą część klienteli stanowili studenci przychodzący tam stołować się, wypić coś mocniejszego w weekendy lub po prostu poczytać i odpocząć, słuchając rockowych ballad i wieczorami czegoś szybszego, mniej dobijającego.
Obsługiwałem tam ladę i zbierałem zamówienia, może nawet trochę dojrzewałem i usamodzielniałem się. Codziennie wstawałem o szóstej trzydzieści, kąpałem się, jadłem, szedłem na zajęcia, jadłem, zaczynałem pracę, jadłem i szedłem spać. I tak w kółko. Semestry i miesiące mijały, a jedynym co zmieniało się w moim życiu byli ludzie odwiedzający knajpkę.
Jedni rzucali studia, drudzy znikali bez śladu, popadali w depresję, nałogi i inne świństwa, a jeszcze inni po prostu zaczynali żyć jak normalni ludzie i przestali odwiedzać marny bar, w którym bezczynnie wydawali pieniądze.
Tylko pewna dwójka wciąż pozostawała taka sama. Zawsze siadali w tym samym miejscu.
Dziewczyna – dosyć nietypowo ubrana, wyglądająca jak wyciągnięta prosto z Harajuku, odziana zawsze w dziwaczne spodnie i jeszcze bardziej dziwaczne topy, które przykrywały szerokie jeansowe koszule i kurtki, z creepersami o wysokich podeszwach na niesamowicie chudych nogach i mangą w dłoni. Jej włosy nigdy nie zachowywały jednego koloru na długo. Zmieniała je co kilka tygodni. W zależności od własnego widzimisię albo wpływów kogoś innego wybierała dzikie, rażące czerwienie, odcienie różu, pomarańczy czy błękitu.
No i był jeszcze blondyn o twarzy siedemnastolatka. Jego osoby nie dało się w żaden konkrety sposób opisać – był zbyt różnorodny, zmieniał się z dnia na dzień. Raz wyglądał jak dojrzały młody mężczyzna, a innego razu jak szczeniak z gimnazjum. Nikt nie znał go zbyt dobrze, jego jedyną towarzyszką była dziewczyna, której imienia każdy nie mógł zapamiętać i książka, z którą zawsze przychodził.
Oboje zmieniali lektury codziennie. Nigdy nie odwiedzali baru z tym samym, jakby oprócz czytania nie mieli nic lepszego do roboty.
Nie zauważyłem, by zamienili ze sobą choć słowo po wejściu do lokalu. Zawsze po prostu siadali, zamawiali kawę lub kakao, którego i tak żadne z nich nie tknęło i w spokoju czytali. A mimo to więź, która między nimi była pozostawała wyraźnie widoczna. Zastanawiałem się, jak to jest w ogóle możliwe i czy byłem jedynym, który to dostrzegał.
Kolejny rok szkolny zaczynał się, a ja siedziałem sam jak palec w kompletnie pustym mieszkaniu, jedząc płatki kukurydziane z niemal gorącym mlekiem i jak ostatni frajer czytałem poranną prasę przy stole w kuchni.
Ze znudzeniem, w dodatku wciąż zaspany, przewracałem kolejne strony. Każdą z nich omiotłem wzrokiem, lecz żadna nie przyciągnęła mojej uwagi na tyle, żebym postanowił przeczytać któryś z artykułów.
Z grymasem na twarzy odszedłem od stołu, dostając wiadomość o zastępstwie w pracy, ponieważ chłopak, który miał mieć dzisiaj swoją zmianę rozchorował się.
Trzydziesty września, dziewiąta trzydzieści sześć, deszcz padał jak szalony, korek na ulicy ciągnął się prawdopodobnie na kilka kilometrów, a ja po raz pierwszy zobaczyłem blondyna, którego nikt zbyt dobrze nie znał jedynie w towarzystwie książki.
W następnych dniach również nie pojawiał się ze swoją dotychczasową znajomą. Miałem wrażenie, że wraz z tym coś zmieniło się w moim życiu. Czułem, jakby to przełamało odrobinę monotonię.
Po upływie kolejnych siedmiu dni wreszcie przyłapałem się na tym, że uporczywie obserwowałem jego pozbawioną wyrazu twarz, kiedy pogrążony w lekturze od czasu do czasu sięgał po swój kubek z gorącym kakao.
Na podejście do niego zbierałem się niecałe dwa tygodnie, rozważając w tym czasie wszystkie za i przeciw, by w rezultacie po tylu rozmyślaniach poświęcić jedną ze swoich dłuższych przerw i zająć miejsce tuż obok krzesła, na którym zwyczajowo siedział blondyn.
Było sztywno jak diabli, oprócz wymiany kilku bezsensownych zdań nie rozmawialiśmy w ogóle, ale mimo tego postanowiliśmy umówić się ponownie, tym razem na coś, czego nie potrafiłem normalnie nazwać.
Powtarzaliśmy to przez kilka następnych tygodni. Spotykaliśmy się każdego piątku o szesnastej. Chodziliśmy coś zjeść, a mój towarzysz zawsze wybierał niesłodzoną kawę.
W pewnym sensie to stało się kolejną rutyną w moim monotonnym życiu, lecz w przeciwieństwie do innych spraw – to sprawiało mi przyjemność. Wszystkie rutyny, które razem tworzyły ścisły schemat każdego mojego dnia tolerowałem, ponieważ nie miałem innego wyjścia. Natomiast piątkowe wypady akceptowałem, ponieważ chciałem tego. Pragnąłem, by wciąż się odbywały.
Tak przy okazji, wciąż nurtuje mnie pytanie, czy ludzie widzą różnicę między tolerancją i akceptacją. Luhan – bo tak miał na imię -  też się nad tym zastanawiał. Jakby nie patrzeć, to on zastanawiał się nad wieloma sprawami.
W końcu nastąpił przełom. Coś szczególnego, wartego więcej niż jakiekolwiek inne wydarzenie, które miało miejsce odkąd zacząłem żyć samodzielnie.
Nie wiem dokładnie która godzina dochodziła, ale jako jedyni siedzieliśmy przy stoliku, który znajdował się przed kawiarnią i wcale nie mogliśmy pocieszyć się w miarę dobrą pogodą. Nie padało i prawdopodobnie nie byłoby też tak cholernie zimno, gdyby nie wiatr, który dokładnie pilnował, aby pobyt na dworze był wystarczająco nieznośny.
- Czemu postanowiłeś przysiąść się do mnie tamtego dnia? – Luhan odezwał się po dość długiej przerwie, kiedy rozkoszowaliśmy się odgłosem szeleszczących liści porywanych przez wiatr. A przynajmniej ja się rozkoszowałem.
Jego włosy w kolorze ciemnego blondu jakby pędziły tylko w jedną stronę, rzucane podmuchami zimnego powietrza. Przydługa grzywka wpadała mu na oczy, a on z cierpliwością odgarniał ją co chwilę zaczerwienioną, delikatną dłonią.
Jego dłonie były nieco kobiece, ale wciąż na swój sposób męskie. Były ładne. W sumie – cały był ładny. A może przystojny? Cóż, przystojny był tylko czasami, gdy miał te swoje dni, w których wyglądał na swój wiek, choć zdarzały się one o wiele rzadziej niż te, kiedy przypominał nastolatka. Tamten dzień do nich należał.
Był właścicielem twarzy o niezwykle delikatnych rysach, które bez wątpienia go odmładzały i wyjątkowo pociągającej szyi, która wyłaniała się spod kołnierza drogiego czarnego płaszcza.
Kiedy na niego patrzyłem, zastanawiałem się, czy aby na pewno nie oszalałem. Wydawał się być idealny, widowiskowy, w jakiś sposób magiczny… Próbowałem dowiedzieć się czegoś o nim, ale nikt niczego nie wiedział, dlatego przez chwilę pomyślałem, że może on tak naprawdę w ogóle nie istniał. Może był tylko wytworem mojego zdesperowanego umysłu pragnącego zmian w moim życiu. Większość jego sąsiadów i innych studentów nie miała pojęcia nawet, jak on ma na imię. Tylko ja wiedziałem. I to był kolejny powód do podejrzeń, że pewnie zwariowałem.
- Nie wiem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nie byłem pewien co pchnęło mnie do podjęcia takiego działania. Przypuszczam, że była to jedna z tych decyzji, nad którą człowiek nie bardzo się zastanawia, kiedy ją podejmuje.
Moje ręce już od jakiegoś czasu były wyciągnięte na stolik, tak że filiżanka z coraz bardziej zimną kawą spoczywała między moimi łokciami. Luhan zrobił to samo, a jego złączone ze sobą dłonie stykały się z moimi. Czułem zimno, jakim emanowały.
- Więc uważasz, że nie wiązałeś z tym żadnych planów? – zapytał.
- Nie – odparłem bez emocji – po prostu pewnego razu pomyślałem, że mógłbym się dosiąść. To wszystko.
- W takim razie… Nie chodziło o łóżko?
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, zastanawiając się skąd w ogóle przyszło mu to na myśl. W dodatku wydawał się być cholernie nieobecny, jakby jego świadomość znikała razem z chowającym się za horyzontem pomarańczowym słońcem.
- Oczywiście, że nie. – Upiłem mały łyk kawy i zaraz po tym skrzywiłem się, odkładając filiżankę z powrotem na talerzyk. Była już zimna i niedobra, przesiąknięta czymś niezidentyfikowanym, czymś przygnębiającym co zawsze miała w sobie obecna pora roku.
- Wiesz, Sehun, jesteś facetem i ja też nim jestem. Mężczyzna raczej nie dosiada się do drugiego mężczyzny tak po prostu, żeby porozmawiać, nie oczekując niczego w zamian. Tym bardziej nie ustala z nim daty następnego spotkania. I kolejnego, i jeszcze jednego, dwóch, trzech i czterech.
Milczałem przez długi czas, intensywnie się w niego wpatrując i stwierdziłem, że im dłużej patrzy się na jego osobę, tym bardziej hipnotyzuje.
- To było bardzo spontaniczne – zacząłem. – Od jakiegoś czasu przychodziłeś już sam, więc stwierdziłem, że może przyda ci się towarzystwo.
- Chciałeś się zaprzyjaźnić – zauważył. Kiwnąłem głową. – Jeżeli chcesz być moim przyjacielem, nie możesz nim być na dwa miesiące. To wymaga długiego stażu, muszę wiedzieć, że będziesz zawsze, kiedy potrzebna mi będzie twoja pomoc. I punkt zwroty – ja też będę. A jeżeli sprawy zajdą za daleko, to zajdą za daleko.
Znowu kiwnąłem głową, nieco zdębiały przez jego bezpośredniość. Zdałem sobie sprawę, że praktycznie niczego o nim nie wiedziałem.
- Powiedz mi coś o sobie – poprosiłem, ale brzmiało to jak rozkaz.
- Nie wydaje mi się, żebyś chciał tego słuchać. – Zamiast na mnie, spojrzał z uwagą na swoje paznokcie, gdy uniósł prawą dłoń na wysokość swoich ust.
- Umówmy się, że będę słuchał przez pierwsze pięć minut. Potem przestanę nawet jeśli będziesz kontynuował.
Przytaknął mi skinięciem głowy, a ja za to odruchowo znowu sięgnąłem po filiżankę z już całkiem zimną kawą. Na całe szczęście w porę zorientowałem się i odłożyłem ją na stolik, przełykając suchość w gardle. Stwierdziłem, że ludzie to naprawdę proste istoty.
- Jestem zwykłym Chińczykiem mieszkającym w Korei Południowej. Mam dwadzieścia trzy lata, studiuję socjologię, czytam, trochę gram i śpiewam. Jestem też kontuzjowanym sportowcem i na dobrą sprawę teraz nienawidzę biegania, ćwiczeń i innych głupot. Uwielbiam książki psychologiczne i kryminały, mam fretkę, która lubi chodzić za mną po całym mieszkaniu i dwa koty, których nie interesuje nic oprócz głaska ich, spania i jedzenia. Nie ciągnie mnie do nikogo z wzajemnością, bo znudziłem się nawet dziewczynie, którą pół uczelni ma za dziwkę. Paradoksalnie naprawdę nie jestem aspołeczny, po prostu ssę w rozmowach z ludźmi. Nie lubię eksperymentów i zabaw ludzkimi uczuciami, nienawidzę drani, którzy niszczą innych dla poprawy własnego samopoczucia. Nie jem mięsa i wolę pomagać skrzywdzonym zwierzętom niż chorym dzieciom. W przeszłości cierpiałem na zaburzenia odżywiania dlatego nie znoszę współczucia. Mam kynofobię i strasznie mnie to denerwuje, bo mając psa, mógłbym wychodzić z nim na spacery i naprawdę się nim opiekować.  Ludzie uważają, że jestem metroseksualny i być może w rzeczywistości tak jest, jednak nie odczuwam tego w żaden sposób.
Czekałem aż wróci do kontynuacji, lecz Luhan po prostu oparł się o swoje krzesło, chowając dłonie do kieszeni płaszcza i dał mi tym samym do zrozumienia, że już skończył. Skrzywiłem się nieco. Nie byłem pewien, czy pięć minut już minęło czy może jeszcze nie, ale czułem niedosyt. Wciąż niczego się nie dowiedziałem. – Reszty sam się dowiesz.
- Huh? – Nie rozumiałem.
- Dowiesz się, po prostu. Człowieka trzeba poznać samodzielnie. Mogę powiedzieć na swój temat milion słów, a ty i tak niczego z nich nie wywnioskujesz, bo musisz zdobyć tę wiedzę poprzez doświadczenie. Rozumiesz?
- Tak. – Chyba.
Dłonie mojego towarzysza po raz kolejny spoczęły na stole, tym razem trzymając niewielką rzecz. Luhan otworzył paczkę zapewne jakiś drogich papierosów, których nazwę widziałem po raz pierwszy i wyciągnął z niej jedną długą fajkę. Spoczęła między dwoma jego palcami prawej ręki, zaś lewą wyciągnął w moją stronę, oferując nikotynowe świństwo.
Skorzystałem, biorąc jednego papierosa i włożyłem filtr do ust. Podał mi ciężką zapalniczkę w kolorze srebra z jakimiś chińskimi znakami wygrawerowanymi na samym środku. Podpaliłem sobie, a potem jemu z niezdrowym zafascynowaniem. Zaciągnął się powoli, a potem uniósł głowę do góry i zaczął leniwie wypuszczać dym w powietrze ponad sobą. Wyglądał dziwnie nierealnie na tle pomarańczowego nieba.
- Poszedłbyś ze mną do łóżka, gdybym powiedział ci, że tego chcę? – odezwał się, wciąż patrząc gdzieś w górę.
Bezmyślnie spytałem, dlaczego zadaje takie pytania. – Bez powodu – odpowiedział mi obojętnie, a ja przytaknąłem i mruknąłem ciche ,,aha’’, którego chyba nie usłyszał.
- Jest zimno, chodźmy. – Wstał z krzesła, gasząc wypalonego w połowie papierosa w popielniczce, która stała na środku stolika. Zaraz potem spojrzał na zgaszonego szluga i westchnął ciężko, wzruszając ramionami. Wydawało mi się, że wcale nie chciał tego zrobić. Ludzie po prostu niekiedy nie myślą nad tym, co robią.
            Po chwili znowu go zapalił, a ja zaciągnąłem się swoim nieco za mocno. Dym zaczął drażnić niebezpiecznie moje płuca, więc zakaszlałem kilka razy w swoją dłoń.
            - Więc chodźmy. – Wstałem.
            Wyciągnął papierosa spomiędzy swoich ust tylko po to, żeby posłać mi znikomy uśmiech zanim podszedł do mnie i splótł nasze przedramiona. Oboje schowaliśmy dłonie do kieszeni i ruszyliśmy przed siebie.
            Wtedy pierwszy raz widziałem, żeby się do mnie uśmiechnął. Po raz kolejny wyglądał dziwnie nierealnie. 

9 komentarzy:

  1. yumeoeooe, ja chcę więcej *idzie cię męczyć na gg*
    nie wiem, jak to skomentować póki co, bo po prostu chcę więcej, chcę ich lepiej poznać, chociaż już wiem, że się zakocham w nich na zabój.
    więc weny yumę! i wytrwania! HWAITING <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, zatkało mnie.
    Yume, czuję, że to będzie coś. Narracja, opis bohaterów w Twoim wykonaniu to czysta poezja. Nie mogłam się od tego oderwać, co więcej, chciałam więcej i więcej. Po przeczytaniu tego zrobiło mi się nieco słabo, przytłoczyła mnie idealność tego prologu i błagam Cię; nie usuwaj tego, tylko sumiennie kontynuuj.
    Luhan jest niesamowity. Jest człowiekiem, którego sama chciałabym spotkać, a Sehun nie jest irytującym głównym bohaterem, wręcz przeciwnie. Jego charakter jest dobrze wykreowany, tak bardzo, że z przyjemnością czytam jego punkt widzenia.
    Sam nastrój tego prologu jest magiczny. Rzadko mogę wyobrazić sobie wszystko z dokładnością co do cala, a tutaj dałam radę. Ich rozmowy, bar, kobietę przychodzącą z Luhanem...
    Naprawdę, nie mam pojęcia, co mam jeszcze napisać, bo po prostu nie jestem w stanie. Co Ty umiesz zrobić z człowiekiem.
    Chylę przed Tobą czoło.
    Życzę Ci dużo weny i wytrwałości, żeby HIE dorastało wraz z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  3. to zapowiada się wprost zajebiście! Postać Luhana jest wykreowana tak cudownie, że aż barak mi słów. Ta jego bezpośredniość i szczerość... on jest taki wyjątkowy, na prawdę się wkręciłam, aż sama chciałabym go poznać, bo kurcze, zaciekawił mnie i to cholernie! Sehun na razie jest dla mnie taki jałowy, ale on raczej miał taki być, z tego co zrozumiałam, przytłoczony swoją monotonią i rutyną. To jest genialne, pragnę więcej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwykle jest tak, że główną oś fabuły stanowi poznanie się bohaterów, a tutaj chwila i już! Proszę bardzo, gadają ze sobą, całkiem swobodnie. Oczywiście nie jest to nic złego, bo to ff wciągnęło mnie od drugiego akapitu. Jestem ciekawa, jak akcja się potoczy i co będzie stanowiło główny wątek. Styl też mi się bardzo podoba, więc życzę weny i czekam na kolejny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Głupio byłoby nie pozostawić komentarza, jeśli się przeczytało. Jestem raczej maniakiem bardzo skomplikowanych fabuł i długich, męczących opisów oraz psychologicznych tematów, ale wiesz...
    TAKI PRZERYWNIK OD TYCH RZECZY JEST DOBRY. A DOBRY JEST JESZCZE BARDZIEJ GDY MI SIĘ PODOBA. Cóż ja mogę napisać. Podoba mi się. Łatwo się czyta. Przyjemne, dobrze zorganizowane, czyli coś, co uwielbiam jako ten przerywnik.
    Mam nadzieję, że dalej się rozkręci *^*
    Weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Początek mnie nie zainteresował; gdzieś tam z tyłu głowy miałam przeczucie, że to będzie kolejne opowiadanie o obrzydliwie bogatym chłopaku, którego bolą pieniądze i cała ta niesprawiedliwość, jaka dotyka ludzi, którzy mają ich mnie od niego. Nie pomyliłam się tylko co do pierwszej części - bohater rzeczywiście jest kimś w rodzaju chaebola. I nawet postanawia z tym zerwać, ale to na szczęście nie jest główna oś fabuły. Uff.
    Nie będę się rozpisywać na temat błędów i potknięć, bo były, ale raczej to nie jest najważniejsze. Również nie jestem jeszcze stuprocentowo pewna co do tego tekstu; nie porwał mnie jeszcze, jeżeli można tak powiedzieć. Wszystko jest poprawne i czyta się to przyjemnie, ale... na razie nic więcej. To jednak tylko prolog - być może się rozwinie. Ostrzeżenia zdradzają mi ciut więcej, niż chciałabym wiedzieć na ten moment; wyobrażam już sobie,w jakim kierunku cała historia może pójść. Po cichu wierzę, że nie musi być kolejną powtórką z rozrywki w stylu oderwanego od rzeczywistości dzieciaka z problemami.
    Poza tym, lubię tą piosenkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. jumoe, na prawdę nie powinnaś się przejmować negatywnymi komentarzami na temat swoich ff, bo i tak będzie zawsze grupa osób, które będą je wielbić. skromnie przyznam, że również znajduję się w tej grupie :D prolog świetny, wydawał mi się taki inny niż wszystkie ff, bo ty potrafisz całość tak ładnie opisać i to się tak świetnie ze sobą komponuje, że aż ci tego zazdroszczę. jeszcze luhan z papierosem, omg, uwielbiam jak takie osoby palą *^* w ogóle wiesz co mi przyszło do głowy teraz? że dobrym pomysłem byłoby przetłumaczenie twoich ff na angielski! nie żartuję *^*

    OdpowiedzUsuń
  8. Yuge,
    Ja nie wiem jak ty to robisz, że każdy Twój tekst tak przyjemnie się czyta... Jeśli jeszcze kiedyś przy mnie wspomnisz, że nie umiesz pisać to nie wiem co ci zrobię... Chyba zawinę Cię w kocyk i schowam w szafie...
    Wszystko tutaj było opisane tak świetnie, że zabrakło mi słów. Jestem ciekawa jak potoczy się cała historia, bo różni się od ff, które czytałam do tej pory, przynajmniej o hunhanie. Mam nadzieję, że wszystkie rozdziały będą trzymały poziom, ale przecież ty to piszesz, więc na pewno się nie rozczaruję.
    Dobra, to by było na tyle, nic więcej budującego z siebie nie wykrzeszę.
    Hwaiting dziecko!

    OdpowiedzUsuń
  9. Wybacz, że dopiero teraz komentuję, miałam to zrobić wcześniej. W nawale pracy, a potem głupot zwyczajnie zapomniałam. ;^; Muszę skomentować od początku, bo inaczej nie potrafię. Uprzedzam, że w odstępach, dlatego że nie będzie mnie w domu.
    Dobra, po przeczytaniu zerówki, nie mogłam pojąć jak można tak pięknie pisać. Dalej nie rozumiem, ale okej. Zazdroszczę i tyle. :D W ogóle wielkie wow, fajerwerki i nagroda dla tego partu. Jestem pod wielkim wrażeniem, bo ogromnie mnie tym zainteresowałaś. Zapowiada się totalny pocisk i już się z tego powodu nie mogę doczekać.
    Podoba mi się również to jak ukazałaś Luhana, jego prostotę (nie prostatę xD), szczerość i zachowanie. Mega. Sehuni też niczego sobie, zakochał się, czuję to w kościach. Ale okej, muszę sprawdzić co będzie się dalej działo. Tylko, że to dopiero jutro, bo nie mam czasu. :'<
    Pozdrawiam!!! ♥

    A, no i dodałam link do Polecanych. :3

    OdpowiedzUsuń

SZABLON WYKONANY PRZEZ TYLER/ Enjoy!