(c) Naleśnik |
Tytuł: Hi, I exist
Pairing: hunhan
Rating: PG-13
Gatunek: angst, obyczaj, au
Ostrzeżenia: mogą wystąpić nieliczne przekleństwa
Od autora: Wracam po ponad miesięcznej przerwie z prologiem nowego opowiadania do którego wciąż nie jestem w stu procentach przekonana. Nie chcę się tutaj usprawiedliwiać, bo to i tak nic nie da, w dodatku nie wiem jak to będzie z blogiem w trakcie roku szkolnego. Mimo wszystko HIE jest fanfikiem, który bardzo chciałabym skończyć i postaram się dać z siebie wszystko, by tego dokonać!
Enjoy!
Pochodzę z
dobrego domu i mam niesamowitych rodziców dzięki którym zawsze niczego mi nie
brakowało, mogłem liczyć na ich pomoc i pieniądze. Wiodłem lekkie życie bez
niepotrzebnych zmartwień. W pewnym momencie zrozumiałem, że to mi szkodziło.
Kierowany
chęcią zmienienia tego zacząłem żyć monotonnym życiem przeciętnego koreańskiego
studenta, wynajmując mieszkanie bardzo blisko centrum Seulu, oddalony kilka
kilometrów od rodzinnego domu. Zatrudniłem się w niezbyt dobrze prezentującej
się knajpce z denną nazwą, którą zapomina się zaraz po opuszczeniu lokalu, choć
nie musiałem, ponieważ rodzicie regularnie przelewali pieniądze na moje konto
bankowe.
Ten bar
podawał obiady, śniadania, kolacje, desery i alkohol, znajdował się niedaleko
uczelni, dlatego większą część klienteli stanowili studenci przychodzący tam
stołować się, wypić coś mocniejszego w weekendy lub po prostu poczytać i
odpocząć, słuchając rockowych ballad i wieczorami czegoś szybszego, mniej
dobijającego.
Obsługiwałem
tam ladę i zbierałem zamówienia, może nawet trochę dojrzewałem i
usamodzielniałem się. Codziennie wstawałem o szóstej trzydzieści, kąpałem się,
jadłem, szedłem na zajęcia, jadłem, zaczynałem pracę, jadłem i szedłem spać. I
tak w kółko. Semestry i miesiące mijały, a jedynym co zmieniało się w moim
życiu byli ludzie odwiedzający knajpkę.
Jedni rzucali
studia, drudzy znikali bez śladu, popadali w depresję, nałogi i inne świństwa,
a jeszcze inni po prostu zaczynali żyć jak normalni ludzie i przestali
odwiedzać marny bar, w którym bezczynnie wydawali pieniądze.
Tylko pewna
dwójka wciąż pozostawała taka sama. Zawsze siadali w tym samym miejscu.
Dziewczyna –
dosyć nietypowo ubrana, wyglądająca jak wyciągnięta prosto z Harajuku, odziana
zawsze w dziwaczne spodnie i jeszcze bardziej dziwaczne topy, które przykrywały
szerokie jeansowe koszule i kurtki, z creepersami o wysokich podeszwach na
niesamowicie chudych nogach i mangą w dłoni. Jej włosy nigdy nie zachowywały
jednego koloru na długo. Zmieniała je co kilka tygodni. W zależności od
własnego widzimisię albo wpływów kogoś innego wybierała dzikie, rażące
czerwienie, odcienie różu, pomarańczy czy błękitu.
No i był
jeszcze blondyn o twarzy siedemnastolatka. Jego osoby nie dało się w żaden
konkrety sposób opisać – był zbyt różnorodny, zmieniał się z dnia na dzień. Raz
wyglądał jak dojrzały młody mężczyzna, a innego razu jak szczeniak z gimnazjum.
Nikt nie znał go zbyt dobrze, jego jedyną towarzyszką była dziewczyna, której
imienia każdy nie mógł zapamiętać i książka, z którą zawsze przychodził.
Oboje
zmieniali lektury codziennie. Nigdy nie odwiedzali baru z tym samym, jakby
oprócz czytania nie mieli nic lepszego do roboty.
Nie
zauważyłem, by zamienili ze sobą choć słowo po wejściu do lokalu. Zawsze po
prostu siadali, zamawiali kawę lub kakao, którego i tak żadne z nich nie tknęło
i w spokoju czytali. A mimo to więź, która między nimi była pozostawała
wyraźnie widoczna. Zastanawiałem się, jak to jest w ogóle możliwe i czy byłem
jedynym, który to dostrzegał.
Kolejny rok
szkolny zaczynał się, a ja siedziałem sam jak palec w kompletnie pustym
mieszkaniu, jedząc płatki kukurydziane z niemal gorącym mlekiem i jak ostatni
frajer czytałem poranną prasę przy stole w kuchni.
Ze znudzeniem,
w dodatku wciąż zaspany, przewracałem kolejne strony. Każdą z nich omiotłem
wzrokiem, lecz żadna nie przyciągnęła mojej uwagi na tyle, żebym postanowił
przeczytać któryś z artykułów.
Z grymasem na
twarzy odszedłem od stołu, dostając wiadomość o zastępstwie w pracy, ponieważ
chłopak, który miał mieć dzisiaj swoją zmianę rozchorował się.
Trzydziesty września,
dziewiąta trzydzieści sześć, deszcz padał jak szalony, korek na ulicy ciągnął
się prawdopodobnie na kilka kilometrów, a ja po raz pierwszy zobaczyłem
blondyna, którego nikt zbyt dobrze nie znał jedynie w towarzystwie książki.
W następnych dniach
również nie pojawiał się ze swoją dotychczasową znajomą. Miałem wrażenie, że
wraz z tym coś zmieniło się w moim życiu. Czułem, jakby to przełamało odrobinę
monotonię.
Po upływie
kolejnych siedmiu dni wreszcie przyłapałem się na tym, że uporczywie
obserwowałem jego pozbawioną wyrazu twarz, kiedy pogrążony w lekturze od czasu
do czasu sięgał po swój kubek z gorącym kakao.
Na podejście
do niego zbierałem się niecałe dwa tygodnie, rozważając w tym czasie wszystkie
za i przeciw, by w rezultacie po tylu rozmyślaniach poświęcić jedną ze swoich
dłuższych przerw i zająć miejsce tuż obok krzesła, na którym zwyczajowo
siedział blondyn.
Było sztywno
jak diabli, oprócz wymiany kilku bezsensownych zdań nie rozmawialiśmy w ogóle,
ale mimo tego postanowiliśmy umówić się ponownie, tym razem na coś, czego nie
potrafiłem normalnie nazwać.
Powtarzaliśmy
to przez kilka następnych tygodni. Spotykaliśmy się każdego piątku o
szesnastej. Chodziliśmy coś zjeść, a mój towarzysz zawsze wybierał niesłodzoną kawę.
W pewnym sensie
to stało się kolejną rutyną w moim monotonnym życiu, lecz w przeciwieństwie do
innych spraw – to sprawiało mi przyjemność. Wszystkie rutyny, które razem
tworzyły ścisły schemat każdego mojego dnia tolerowałem, ponieważ nie miałem
innego wyjścia. Natomiast piątkowe wypady akceptowałem, ponieważ chciałem tego.
Pragnąłem, by wciąż się odbywały.
Tak przy
okazji, wciąż nurtuje mnie pytanie, czy ludzie widzą różnicę między tolerancją
i akceptacją. Luhan – bo tak miał na imię -
też się nad tym zastanawiał. Jakby nie patrzeć, to on zastanawiał się nad
wieloma sprawami.
W końcu
nastąpił przełom. Coś szczególnego, wartego więcej niż jakiekolwiek inne
wydarzenie, które miało miejsce odkąd zacząłem żyć samodzielnie.
Nie wiem
dokładnie która godzina dochodziła, ale jako jedyni siedzieliśmy przy stoliku,
który znajdował się przed kawiarnią i wcale nie mogliśmy pocieszyć się w miarę
dobrą pogodą. Nie padało i prawdopodobnie nie byłoby też tak cholernie zimno,
gdyby nie wiatr, który dokładnie pilnował, aby pobyt na dworze był wystarczająco
nieznośny.
- Czemu
postanowiłeś przysiąść się do mnie tamtego dnia? – Luhan odezwał się po dość
długiej przerwie, kiedy rozkoszowaliśmy się odgłosem szeleszczących liści
porywanych przez wiatr. A przynajmniej ja się rozkoszowałem.
Jego włosy w
kolorze ciemnego blondu jakby pędziły tylko w jedną stronę, rzucane podmuchami
zimnego powietrza. Przydługa grzywka wpadała mu na oczy, a on z cierpliwością
odgarniał ją co chwilę zaczerwienioną, delikatną dłonią.
Jego dłonie
były nieco kobiece, ale wciąż na swój sposób męskie. Były ładne. W sumie – cały
był ładny. A może przystojny? Cóż, przystojny był tylko czasami, gdy miał te
swoje dni, w których wyglądał na swój wiek, choć zdarzały się one o wiele rzadziej
niż te, kiedy przypominał nastolatka. Tamten dzień do nich należał.
Był
właścicielem twarzy o niezwykle delikatnych rysach, które bez wątpienia go
odmładzały i wyjątkowo pociągającej szyi, która wyłaniała się spod kołnierza
drogiego czarnego płaszcza.
Kiedy na niego
patrzyłem, zastanawiałem się, czy aby na pewno nie oszalałem. Wydawał się być
idealny, widowiskowy, w jakiś sposób magiczny… Próbowałem dowiedzieć się czegoś
o nim, ale nikt niczego nie wiedział, dlatego przez chwilę pomyślałem, że może
on tak naprawdę w ogóle nie istniał. Może był tylko wytworem mojego
zdesperowanego umysłu pragnącego zmian w moim życiu. Większość jego sąsiadów i
innych studentów nie miała pojęcia nawet, jak on ma na imię. Tylko ja
wiedziałem. I to był kolejny powód do podejrzeń, że pewnie zwariowałem.
- Nie wiem –
odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nie byłem pewien co pchnęło mnie do podjęcia
takiego działania. Przypuszczam, że była to jedna z tych decyzji, nad którą
człowiek nie bardzo się zastanawia, kiedy ją podejmuje.
Moje ręce już
od jakiegoś czasu były wyciągnięte na stolik, tak że filiżanka z coraz bardziej
zimną kawą spoczywała między moimi łokciami. Luhan zrobił to samo, a jego
złączone ze sobą dłonie stykały się z moimi. Czułem zimno, jakim emanowały.
- Więc
uważasz, że nie wiązałeś z tym żadnych planów? – zapytał.
- Nie –
odparłem bez emocji – po prostu pewnego razu pomyślałem, że mógłbym się
dosiąść. To wszystko.
- W takim
razie… Nie chodziło o łóżko?
Spojrzałem na
niego ze zdziwieniem, zastanawiając się skąd w ogóle przyszło mu to na myśl. W
dodatku wydawał się być cholernie nieobecny, jakby jego świadomość znikała
razem z chowającym się za horyzontem pomarańczowym słońcem.
- Oczywiście,
że nie. – Upiłem mały łyk kawy i zaraz po tym skrzywiłem się, odkładając
filiżankę z powrotem na talerzyk. Była już zimna i niedobra, przesiąknięta
czymś niezidentyfikowanym, czymś przygnębiającym co zawsze miała w sobie obecna
pora roku.
- Wiesz,
Sehun, jesteś facetem i ja też nim jestem. Mężczyzna raczej nie dosiada się do
drugiego mężczyzny tak po prostu, żeby porozmawiać, nie oczekując niczego w
zamian. Tym bardziej nie ustala z nim daty następnego spotkania. I kolejnego, i
jeszcze jednego, dwóch, trzech i czterech.
Milczałem
przez długi czas, intensywnie się w niego wpatrując i stwierdziłem, że im
dłużej patrzy się na jego osobę, tym bardziej hipnotyzuje.
- To było
bardzo spontaniczne – zacząłem. – Od jakiegoś czasu przychodziłeś już sam, więc
stwierdziłem, że może przyda ci się towarzystwo.
- Chciałeś się
zaprzyjaźnić – zauważył. Kiwnąłem głową. – Jeżeli chcesz być moim przyjacielem,
nie możesz nim być na dwa miesiące. To wymaga długiego stażu, muszę wiedzieć,
że będziesz zawsze, kiedy potrzebna mi będzie twoja pomoc. I punkt zwroty – ja
też będę. A jeżeli sprawy zajdą za daleko, to zajdą za daleko.
Znowu kiwnąłem
głową, nieco zdębiały przez jego bezpośredniość. Zdałem sobie sprawę, że
praktycznie niczego o nim nie wiedziałem.
- Powiedz mi
coś o sobie – poprosiłem, ale brzmiało to jak rozkaz.
- Nie wydaje
mi się, żebyś chciał tego słuchać. – Zamiast na mnie, spojrzał z uwagą na swoje
paznokcie, gdy uniósł prawą dłoń na wysokość swoich ust.
- Umówmy się,
że będę słuchał przez pierwsze pięć minut. Potem przestanę nawet jeśli będziesz
kontynuował.
Przytaknął mi
skinięciem głowy, a ja za to odruchowo znowu sięgnąłem po filiżankę z już
całkiem zimną kawą. Na całe szczęście w porę zorientowałem się i odłożyłem ją
na stolik, przełykając suchość w gardle. Stwierdziłem, że ludzie to naprawdę
proste istoty.
- Jestem
zwykłym Chińczykiem mieszkającym w Korei Południowej. Mam dwadzieścia trzy
lata, studiuję socjologię, czytam, trochę gram i śpiewam. Jestem też kontuzjowanym
sportowcem i na dobrą sprawę teraz nienawidzę biegania, ćwiczeń i innych głupot.
Uwielbiam książki psychologiczne i kryminały, mam fretkę, która lubi chodzić za
mną po całym mieszkaniu i dwa koty, których nie interesuje nic oprócz głaska
ich, spania i jedzenia. Nie ciągnie mnie do nikogo z wzajemnością, bo znudziłem
się nawet dziewczynie, którą pół uczelni ma za dziwkę. Paradoksalnie naprawdę
nie jestem aspołeczny, po prostu ssę w rozmowach z ludźmi. Nie lubię
eksperymentów i zabaw ludzkimi uczuciami, nienawidzę drani, którzy niszczą
innych dla poprawy własnego samopoczucia. Nie jem mięsa i wolę pomagać
skrzywdzonym zwierzętom niż chorym dzieciom. W przeszłości cierpiałem na
zaburzenia odżywiania dlatego nie znoszę współczucia. Mam kynofobię i strasznie
mnie to denerwuje, bo mając psa, mógłbym wychodzić z nim na spacery i naprawdę
się nim opiekować. Ludzie uważają, że
jestem metroseksualny i być może w rzeczywistości tak jest, jednak nie odczuwam
tego w żaden sposób.
Czekałem aż
wróci do kontynuacji, lecz Luhan po prostu oparł się o swoje krzesło, chowając
dłonie do kieszeni płaszcza i dał mi tym samym do zrozumienia, że już skończył.
Skrzywiłem się nieco. Nie byłem pewien, czy pięć minut już minęło czy może
jeszcze nie, ale czułem niedosyt. Wciąż niczego się nie dowiedziałem. – Reszty
sam się dowiesz.
- Huh? – Nie
rozumiałem.
- Dowiesz się,
po prostu. Człowieka trzeba poznać samodzielnie. Mogę powiedzieć na swój temat
milion słów, a ty i tak niczego z nich nie wywnioskujesz, bo musisz zdobyć tę
wiedzę poprzez doświadczenie. Rozumiesz?
- Tak. – Chyba.
Dłonie mojego
towarzysza po raz kolejny spoczęły na stole, tym razem trzymając niewielką
rzecz. Luhan otworzył paczkę zapewne jakiś drogich papierosów, których nazwę
widziałem po raz pierwszy i wyciągnął z niej jedną długą fajkę. Spoczęła między
dwoma jego palcami prawej ręki, zaś lewą wyciągnął w moją stronę, oferując
nikotynowe świństwo.
Skorzystałem,
biorąc jednego papierosa i włożyłem filtr do ust. Podał mi ciężką zapalniczkę w
kolorze srebra z jakimiś chińskimi znakami wygrawerowanymi na samym środku.
Podpaliłem sobie, a potem jemu z niezdrowym zafascynowaniem. Zaciągnął się
powoli, a potem uniósł głowę do góry i zaczął leniwie wypuszczać dym w
powietrze ponad sobą. Wyglądał dziwnie nierealnie na tle pomarańczowego nieba.
- Poszedłbyś
ze mną do łóżka, gdybym powiedział ci, że tego chcę? – odezwał się, wciąż
patrząc gdzieś w górę.
Bezmyślnie
spytałem, dlaczego zadaje takie pytania. – Bez powodu – odpowiedział mi
obojętnie, a ja przytaknąłem i mruknąłem ciche ,,aha’’, którego chyba nie
usłyszał.
- Jest zimno,
chodźmy. – Wstał z krzesła, gasząc wypalonego w połowie papierosa w
popielniczce, która stała na środku stolika. Zaraz potem spojrzał na zgaszonego
szluga i westchnął ciężko, wzruszając ramionami. Wydawało mi się, że wcale nie
chciał tego zrobić. Ludzie po prostu niekiedy nie myślą nad tym, co robią.
Po
chwili znowu go zapalił, a ja zaciągnąłem się swoim nieco za mocno. Dym zaczął
drażnić niebezpiecznie moje płuca, więc zakaszlałem kilka razy w swoją dłoń.
-
Więc chodźmy. – Wstałem.
Wyciągnął
papierosa spomiędzy swoich ust tylko po to, żeby posłać mi znikomy uśmiech
zanim podszedł do mnie i splótł nasze przedramiona. Oboje schowaliśmy dłonie do
kieszeni i ruszyliśmy przed siebie.
Wtedy
pierwszy raz widziałem, żeby się do mnie uśmiechnął. Po raz kolejny wyglądał
dziwnie nierealnie.
yumeoeooe, ja chcę więcej *idzie cię męczyć na gg*
OdpowiedzUsuńnie wiem, jak to skomentować póki co, bo po prostu chcę więcej, chcę ich lepiej poznać, chociaż już wiem, że się zakocham w nich na zabój.
więc weny yumę! i wytrwania! HWAITING <3
Och, zatkało mnie.
OdpowiedzUsuńYume, czuję, że to będzie coś. Narracja, opis bohaterów w Twoim wykonaniu to czysta poezja. Nie mogłam się od tego oderwać, co więcej, chciałam więcej i więcej. Po przeczytaniu tego zrobiło mi się nieco słabo, przytłoczyła mnie idealność tego prologu i błagam Cię; nie usuwaj tego, tylko sumiennie kontynuuj.
Luhan jest niesamowity. Jest człowiekiem, którego sama chciałabym spotkać, a Sehun nie jest irytującym głównym bohaterem, wręcz przeciwnie. Jego charakter jest dobrze wykreowany, tak bardzo, że z przyjemnością czytam jego punkt widzenia.
Sam nastrój tego prologu jest magiczny. Rzadko mogę wyobrazić sobie wszystko z dokładnością co do cala, a tutaj dałam radę. Ich rozmowy, bar, kobietę przychodzącą z Luhanem...
Naprawdę, nie mam pojęcia, co mam jeszcze napisać, bo po prostu nie jestem w stanie. Co Ty umiesz zrobić z człowiekiem.
Chylę przed Tobą czoło.
Życzę Ci dużo weny i wytrwałości, żeby HIE dorastało wraz z Tobą.
to zapowiada się wprost zajebiście! Postać Luhana jest wykreowana tak cudownie, że aż barak mi słów. Ta jego bezpośredniość i szczerość... on jest taki wyjątkowy, na prawdę się wkręciłam, aż sama chciałabym go poznać, bo kurcze, zaciekawił mnie i to cholernie! Sehun na razie jest dla mnie taki jałowy, ale on raczej miał taki być, z tego co zrozumiałam, przytłoczony swoją monotonią i rutyną. To jest genialne, pragnę więcej!
OdpowiedzUsuńZwykle jest tak, że główną oś fabuły stanowi poznanie się bohaterów, a tutaj chwila i już! Proszę bardzo, gadają ze sobą, całkiem swobodnie. Oczywiście nie jest to nic złego, bo to ff wciągnęło mnie od drugiego akapitu. Jestem ciekawa, jak akcja się potoczy i co będzie stanowiło główny wątek. Styl też mi się bardzo podoba, więc życzę weny i czekam na kolejny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńGłupio byłoby nie pozostawić komentarza, jeśli się przeczytało. Jestem raczej maniakiem bardzo skomplikowanych fabuł i długich, męczących opisów oraz psychologicznych tematów, ale wiesz...
OdpowiedzUsuńTAKI PRZERYWNIK OD TYCH RZECZY JEST DOBRY. A DOBRY JEST JESZCZE BARDZIEJ GDY MI SIĘ PODOBA. Cóż ja mogę napisać. Podoba mi się. Łatwo się czyta. Przyjemne, dobrze zorganizowane, czyli coś, co uwielbiam jako ten przerywnik.
Mam nadzieję, że dalej się rozkręci *^*
Weny! ♥
Początek mnie nie zainteresował; gdzieś tam z tyłu głowy miałam przeczucie, że to będzie kolejne opowiadanie o obrzydliwie bogatym chłopaku, którego bolą pieniądze i cała ta niesprawiedliwość, jaka dotyka ludzi, którzy mają ich mnie od niego. Nie pomyliłam się tylko co do pierwszej części - bohater rzeczywiście jest kimś w rodzaju chaebola. I nawet postanawia z tym zerwać, ale to na szczęście nie jest główna oś fabuły. Uff.
OdpowiedzUsuńNie będę się rozpisywać na temat błędów i potknięć, bo były, ale raczej to nie jest najważniejsze. Również nie jestem jeszcze stuprocentowo pewna co do tego tekstu; nie porwał mnie jeszcze, jeżeli można tak powiedzieć. Wszystko jest poprawne i czyta się to przyjemnie, ale... na razie nic więcej. To jednak tylko prolog - być może się rozwinie. Ostrzeżenia zdradzają mi ciut więcej, niż chciałabym wiedzieć na ten moment; wyobrażam już sobie,w jakim kierunku cała historia może pójść. Po cichu wierzę, że nie musi być kolejną powtórką z rozrywki w stylu oderwanego od rzeczywistości dzieciaka z problemami.
Poza tym, lubię tą piosenkę.
jumoe, na prawdę nie powinnaś się przejmować negatywnymi komentarzami na temat swoich ff, bo i tak będzie zawsze grupa osób, które będą je wielbić. skromnie przyznam, że również znajduję się w tej grupie :D prolog świetny, wydawał mi się taki inny niż wszystkie ff, bo ty potrafisz całość tak ładnie opisać i to się tak świetnie ze sobą komponuje, że aż ci tego zazdroszczę. jeszcze luhan z papierosem, omg, uwielbiam jak takie osoby palą *^* w ogóle wiesz co mi przyszło do głowy teraz? że dobrym pomysłem byłoby przetłumaczenie twoich ff na angielski! nie żartuję *^*
OdpowiedzUsuńYuge,
OdpowiedzUsuńJa nie wiem jak ty to robisz, że każdy Twój tekst tak przyjemnie się czyta... Jeśli jeszcze kiedyś przy mnie wspomnisz, że nie umiesz pisać to nie wiem co ci zrobię... Chyba zawinę Cię w kocyk i schowam w szafie...
Wszystko tutaj było opisane tak świetnie, że zabrakło mi słów. Jestem ciekawa jak potoczy się cała historia, bo różni się od ff, które czytałam do tej pory, przynajmniej o hunhanie. Mam nadzieję, że wszystkie rozdziały będą trzymały poziom, ale przecież ty to piszesz, więc na pewno się nie rozczaruję.
Dobra, to by było na tyle, nic więcej budującego z siebie nie wykrzeszę.
Hwaiting dziecko!
Wybacz, że dopiero teraz komentuję, miałam to zrobić wcześniej. W nawale pracy, a potem głupot zwyczajnie zapomniałam. ;^; Muszę skomentować od początku, bo inaczej nie potrafię. Uprzedzam, że w odstępach, dlatego że nie będzie mnie w domu.
OdpowiedzUsuńDobra, po przeczytaniu zerówki, nie mogłam pojąć jak można tak pięknie pisać. Dalej nie rozumiem, ale okej. Zazdroszczę i tyle. :D W ogóle wielkie wow, fajerwerki i nagroda dla tego partu. Jestem pod wielkim wrażeniem, bo ogromnie mnie tym zainteresowałaś. Zapowiada się totalny pocisk i już się z tego powodu nie mogę doczekać.
Podoba mi się również to jak ukazałaś Luhana, jego prostotę (nie prostatę xD), szczerość i zachowanie. Mega. Sehuni też niczego sobie, zakochał się, czuję to w kościach. Ale okej, muszę sprawdzić co będzie się dalej działo. Tylko, że to dopiero jutro, bo nie mam czasu. :'<
Pozdrawiam!!! ♥
A, no i dodałam link do Polecanych. :3