11. Hi, I exist [hunhan]

            Od: Luhan
            Czytam trzecią książkę z rzędu i wciąż się nad tym zastanawiam.

            Wpatrywałem się w ekran bez słowa i jakiejkolwiek reakcji aż nie zgasł i nie zobaczyłem w szybce swojego własnego niewyraźnego odbicia.  
            Po kilku sekundach odblokowałem telefon, wybrałem jego numer i zadzwoniłem, choć tak naprawdę nie do końca wiedziałem, co chcę mu powiedzieć. Może tylko odczuwałem potrzebę, by usłyszeć jego głos? Ale nie usłyszałem, ponieważ nie odebrał.
            Chciałem powiedzieć, że kochanie go jest trudne, jednak nie potrafiłem tego zrobić, chociaż może w rzeczywistości naprawdę tak było. Ale prawda była nieistotna, skoro sprawiał, że tyle rzeczy stawało się piękniejszych. Kolory prezentowały się magicznie. Gorzka kawa była wciąż tak samo gorzka, ale pozostawiała w ustach tylko cudowny wyraz mieszający się ze smakiem jego ust. Muzyka brzmiała inaczej. A w porównaniu ze słowami, które wypowiadał, fajki nie były ani trochę zabójcze.
            Wycofałem się z balkonu i wyłączyłem muzykę. Miałem gęsią skórkę i cały drżałem. Skostniałymi palcami odblokowałem telefon dopiero za trzecim razem stukania w ekran. Prawdopodobnie moje ręce były tak zimne, że komórka nie wyczuwała dotyku.
            Wybrałem numer Luhana po raz kolejny. I znowu nie odebrał.
            Wszedłem do sypialni i stwierdziłem, że od mojego przyjazdu za wiele się w niej nie zmieniło. Nieskończony rysunek jelenia z jego oczami wciąż leżał na biurku. Kawałki podartego portretu, które przedstawiały go walały się po podłodze. Zapasowa paczka fajek, tych, które on palił,  spoczywała spokojnie na szafce przy łóżku, na którym usiadłem. Pościel była zimna i znowu zadrżałem.

            Do: Luhan
            Mówiłeś, że zjawisz się zawsze, kiedy będzie mi źle.

            Myślałem, że tym razem poczekam na odpowiedź dłużej, ale tak się nie stało.

            Od: Luhan
            Masz rację, Sehun. Mówiłem tak.

            Sięgnąłem po fajki. Gdzieś w szufladzie znalazłem działającą zapalniczkę. Odpaliłem jednego i wsadziłem do ust, kładąc się plecami na materac. Zaciągnąłem się, słysząc swój świszczący oddech, zanim poczułem ucisk w gardle i pieczenie w oczach.

            Do: Luhan
            Źle mi.

            Miałem nadzieję, że minie piętnaście albo dwadzieścia minut i usłyszę jego kroki przemierzające przedpokój, uprzedzające poruszoną klamkę i otwarcie drzwi od sypialni. Palilibyśmy cały wieczór i pół nocy, słuchając muzyki i brzmiało to tak cholernie naiwnie. Nie miałem siły płakać, więc tego nie robiłem. Czułem jedynie łzy w kącikach oczu.
            Uzmysłowiłem sobie, że samo kochanie go nie jest trudne. Ciężkie jest kochanie go w samotności, tak po prostu. I znoszenie brudnej szarości oraz niczego poza nią.
            Nie wiem nawet, kiedy zacząłem mierzyć czas ilością papierosów, tak samo jak nie wiem, w którym momencie skala tego, co czułem do niego zaczęła być określana w stopniu mojej tęsknoty za nim.

**
            Luhan kilka razy cytował Osho i mówił, że jeśli kocha się kwiaty, to nie powinno się ich wyrywać. Ponieważ jeśli je wyrwiesz, umrą, a zdaje się, że są tym, co kochasz. Więc jeśli kochasz kwiaty, pozwól im być. Miłość nie polega na posiadaniu. Miłość polega na wdzięczności (ciąg dalszy cytatu Osho, dop. aut.).
            Raz nawet zapytał mi się, czy się z tym zgadzam. Odpowiedziałem, że tak. Potem chyba wciąż się z tym zgadzałem, ale czułem, że jestem w dziwnej sytuacji związanej z tymi słowami. Ponieważ Luhan był w taki sposób, jakby w ogóle go nie było. W dodatku sam nie pozwalał mi ani go posiadać, ani być mu wdzięcznym.

**
            Poranek był zimny. A ja nigdy nie lubiłem zimnych poranków.
            Niebo przysłaniała mdląca warstwa szarych chmur, a ostre powietrze chyba zamroziło wszystkie moje emocje.
            Desperacko próbowałem uniknąć tras, które przemierzaliśmy razem z Luhanem i właśnie przez to uświadomiłem sobie, jak wiele czasu poświęciliśmy na spacery – ponieważ ciężko mi było znaleźć drogę, której nie pamiętałbym z naszych wcześniejszych spotkań.
            Przechodziłem niedaleko parku, kiedy wracałem do domu, z którego musiałem wyjść, by zrobić zakupy – tego samego parku, w którym byłem kiedyś z nim.
            Przysiadłem na ławce i zapaliłem papierosa, nie przejmując się tym, że prawdopodobnie zaraz zacznie padać. Doszedłem do wniosku, że minęło naprawdę dużo czasu odkąd ostatni raz siedziałem gdzieś samotnie poza domem.
            Obserwowałem bez większego skupienia przechodzących ludzi, aż w końcu mój wzrok utkwił w mężczyźnie, który jakby na zawołanie przystanął naprzeciwko mnie.
            - Źle pan wygląda – powiedział na dzień dobry. Rozrzucone na wszystkie strony blond włosy, podkrążone oczy, wątła sylwetka, czarna skórzana kurtka zarzucona niechlujnie na ciemną koszulkę i szlug w dłoni.
            - Bywa – odpowiedziałem.
            Spojrzał na mnie drwiąco. Zaśmiał się i usiadł obok.
            - Nieciekawa sytuacja, mam rację?
            - No tak. – Wyrzuciłem papierosa na mokrą kostkę i przydepnąłem go butem.
            - Te są o wiele lepsze. – Przez chwilę nie wiedziałem o co mu chodzi, dopóki nie zerknąłem na niego ponownie. W wyciągniętej do mnie dłoni trzymał paczkę fajek.
            - Naprawdę?
            - Uwierz mi, wiem co mówię. – Wreszcie darował sobie to bezsensowne zwracanie się do mnie na pan.
            - I nie chcesz ich? – zapytałem.
            - Nie będą mi potrzebne, chyba rzucam palenie – wydawało mi się, że chyba poinformował o tym samego siebie, a nie mnie.
            - A co jeśli jednak zrezygnujesz?
            - Mam kilka paczek w domu.
            - Aha – odpowiedziałem krótko. W głowie miałem milion innych wersji odpowiedzi, wybrałem tą najprostszą.
            Odebrałem od niego papierosy i podziękowałem, wrzucając je do jednej z toreb, które trzymałem.
            Uśmiechnął się w dziwny sposób, podziękował za przyjęcie fajek i pożegnał się, a potem odszedł. Chyba cały był dziwny.
            Kiedy wróciłem do domu, byłem już cały mokry. Deszcz złapał mnie, kiedy do domu pozostało mi jakieś pięć albo dziesięć minut drogi.
            Przebrałem się i wstawiłem wodę na herbatę, a potem usiadłem w kuchni i otworzyłem tamte szlugi. Wyciągnąłem jednego papierosa i obejrzałem go dokładnie z każdej strony. Zauważyłem, że na jednej ze stron napisane było czarnym pisakiem ,,Memories’’. Nie wiem dlaczego mnie to nie zdziwiło, ale odłożyłem go na blat stołu i wysypałem z paczki pozostałe pięć z napisami ,,Lucky’’, ,,Love’’, ,,Pain’’, ,,Miss’’ i ,,Goodbye’’.
            Coś zmusiło mnie, żeby wybrać tego z ,,Pain’’. Kiedy odnalazłem zapalniczkę, odpaliłem go i zaciągnąłem się. Rzeczywiście byłby dobry, może nawet lepszy od tych, które paliłem, gdyby nie to, że tamte kojarzyły mi się z Luhanem.
            Spojrzałem w okno, wypuszczając dym z ust i pomyślałem o tym, co teraz robi, jaką książkę czyta albo jakiej piosenki słucha. Jaki ma nastrój, czy za mną tęskni. Oraz o tym, co myśli, kiedy przywołuje pamięcią jezioro, nad które mnie zabrał i nasz pierwszy pocałunek.
            Potem do głowy przyszedł mi tamten gość, którego spotkałem. Pozbawione sensu jałowe rozmowy przywołały mi na myśl początki tego, co aktualnie łączyło mnie z Luhanem.
            Za oknem wiał silny wiatr, miałem wrażenie, że robi mi się zimno na sam jego widok.
            Wyłączyłem wodę i zalałem nią herbatę malinową. Zorientowałem się, że nawet smak herbaty mi się z nim kojarzył. Potem wróciłem do stołu i zacząłem zbierać porozrzucane fajki, by włożyć je z powrotem i dopiero wtedy zauważyłem, że w środku paczki podany był adres, data i godzina.

**
            Nie wiem co tknęło mnie, by tam pójść. Może po prostu chciałem na chwilę złapać się pierwszego lepszego koła ratunkowego, które odciągnęłoby mnie od tego wszystkiego, co we mnie siedziało.
            Okolica była cicha, ale nie prezentowała się zbyt dobrze. Blok, pod który dotarłem wydawał się być niecodziennie opustoszały. Echo rozchodziło się przerażająco po wszystkich piętrach, kiedy wspinałem się po schodach.
            Mieszkanie numer osiemnaście – ze zniszczonej plakietki wiszącej na drzwiach nie szło już odczytać nazwiska osoby, która je wynajmuje. Po krótkiej chwili zapukałem, orientując się, że na ścianie nie ma dzwonka.
            Przez dłuższą chwilę nikt nie otwierał i pomyślałem, że może pomyliłem adresy. Przeczekałem chwilę i miałem już zamiar odejść, kiedy w drzwiach stanął ten sam dziwny blondyn.
            - Jesteś – zauważył.
            - Jestem – powiedziałem.
            Szerzej otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Ściągnąłem buty i rozejrzałem się dookoła. Ani jedno światło w szarym i dość pustym mieszkaniu nie było zapalone.
            - Więc jest naprawdę źle? – zapytał.
            - Słucham? – Nie zrozumiałem.
            - Szczytem desperacji jest przyjście do mieszkania całkiem obcego faceta, spotkanego przypadkiem na ulicy. Nawet nie wiesz jak się nazywam.
            - Cóż, racja – przyznałem.
            - Doskwiera ci samotność, prawda? – zapytał, wchodząc w głąb mieszkania. – Może też trochę za kimś tęsknisz? Tak, na pewno za kimś tęsknisz – ciągnął. – Znając życie pewnie coś jeszcze nie daje ci spokoju.
            - Skąd ta pewność?
            - Nie mam pewności.
            - Więc zgadujesz?
            - Zgaduję.
            Przytaknąłem. Poprowadził mnie do dużego pokoju. W kącie stało łóżko, na środku mały stół, a za nim niewielka kanapa. Przy oknie stał telewizor, a naprzeciwko niego szafa. Śmierdziało dymem papierosowym. Więc jednak nie rzucił palenia.
            - Tamte papierosy są naprawdę dobre – powiedziałem bez entuzjazmu.
            - Mówiłem – odpowiedział mi tym samym tonem.
            Podszedł do szafki, na której stał telewizor. Otworzył ją i wyciągnął z niej małe pudełeczko. Potem podniósł się na równe nogi i stanął ze mną twarzą w twarz.
            - Co to jest? – zapytałem, obserwując jak otwiera metalowe wieczko.
            - Coś jeszcze lepszego niż tamte fajki.
            - Jak ci na imię?
            - Zitao. 

Miał być xiuhan, wyszedł taohun, shit. Idzie zupełnie niezgodnie z planem. Dobra, nie oszukujmy się, nie trzymam się planu od bardzo dawna... :/  
edit: Wesołych świąt, misiaczki! Smacznego jajka, dobrego humoru, mile spędzonego czasu z rodziną i udanego wypoczynku! 

7 komentarzy:

  1. Jestem niemal pewna, że w tym metalowym pudełeczku, to narkotyki :/ jakoś szczególnie nie przepadam za taohunem, ale od ciebie wszystko nabiera sensu, nawet hunhan mi się podoba. Cholera, twój styl pisania i wgl fabuła mnie powala :/ Też tak chcę ;; Poza tym.... Gdzie jesteś, Luhan? Pojaw się, bo mam wrażenie, że Sehun stoczy się na samo dno... chyba. Dobra, nie jestem niczego pewna, ale te opowiadania cholernie mi się podoba i nie mogę go przestać czytać.
    Weny.
    Poza tym także życzę wesołych świąt wielkanocnych ;3
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki taohun, ale licze ze nadal główną parą jest hunhan i hunhan bęzie bardzo bardzo :D Bardzo lubię twój styl pisania, interesujaco odziałowywuje na moją psychikę i wyobraźnię :) Idealnie mi się czyta to co piszesz. Czekam z niecierpliwościa na kolejne części i pozdrawiam! Życzę smacznego jajka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. hi, yume.
    już ci się pochwaliłam jak wyglądała moja reakcja na to cudo. ech, aż nawet nie wiem co napisać, dłonie mi się trzęsą, a jedyne, co przychodzi mi do głowy to "o fuck, to jest cholernie idealne, chcę więcej".
    yas.

    // Luhan, ty idioto. Dlaczego on jest tak perfekcyjny, aż mnie skręca przy czytaniu. Sytuacja się zagęszcza, ale to jest super, bo aż... ych. Jakoś czułam, że tym nowym bohaterem będzie Tao, serio. On ma wygląd takiego mężczyzny. I te papierosy... boże, co za cudowny pomysł.
    dlaczego hie jest tak mocno naweniające? Aż mam ochotę otworzyć worda i pisać, pisać, pisać i pisać. Mam nadzieję, że ty też piszesz. Albo hie, albo taehana. ;(((
    idę feelsować w swoim pokoju, zawinięta w kołdrę. Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna.
    levs. ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. aaaaaa TaoHun jest *jej*
    to opowiadanie wprowadza mnie w stan deprechy, pomimo że je kocham za ten klimat. Pisze to już któryśtam raz, ale podziwiam Cię, za napisanie tego ff
    weny życzę i czekam na dalsze rozdziały~~

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje serce boli, nienawidzę taohuna chyba bardziej niż xiuhana, ugh, w sumie to nienawidzę wszystkiego, więc ca za różnica...
    Ten taohun wybił mnie z tropu i całego mojego nastroju, więc już nie wiem, co poczułam, co mnie zainteresowało. W głowie mam teraz tylko Tao i to, jak bardzo pragnę, bo to nie zniszczyło hunhana. :<<< Bo to opowiadanie jest piękne i je kocham i po prostu tego nie chcę . ;<<<

    OdpowiedzUsuń
  6. ja tu czekam helooo, hunhan nr.1 co nie XD fajne to było no chcesz zajarać to choć XD pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana do Liebster Award, więcej informacji tutaj: http://hun-han-couple.blogspot.com/2015/05/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń

SZABLON WYKONANY PRZEZ TYLER/ Enjoy!