Od: Luhan
Czytam trzecią książkę z rzędu i wciąż się nad tym
zastanawiam.
Wpatrywałem
się w ekran bez słowa i jakiejkolwiek reakcji aż nie zgasł i nie zobaczyłem w
szybce swojego własnego niewyraźnego odbicia.
Po
kilku sekundach odblokowałem telefon, wybrałem jego numer i zadzwoniłem, choć
tak naprawdę nie do końca wiedziałem, co chcę mu powiedzieć. Może tylko
odczuwałem potrzebę, by usłyszeć jego głos? Ale nie usłyszałem, ponieważ nie
odebrał.
Chciałem
powiedzieć, że kochanie go jest trudne, jednak nie potrafiłem tego zrobić,
chociaż może w rzeczywistości naprawdę tak było. Ale prawda była nieistotna, skoro sprawiał, że tyle rzeczy stawało się piękniejszych. Kolory prezentowały się
magicznie. Gorzka kawa była wciąż tak samo gorzka, ale pozostawiała w ustach
tylko cudowny wyraz mieszający się ze smakiem jego ust. Muzyka brzmiała
inaczej. A w porównaniu ze słowami, które wypowiadał, fajki nie były ani trochę
zabójcze.
Wycofałem
się z balkonu i wyłączyłem muzykę. Miałem gęsią skórkę i cały drżałem.
Skostniałymi palcami odblokowałem telefon dopiero za trzecim razem stukania w
ekran. Prawdopodobnie moje ręce były tak zimne, że komórka nie wyczuwała dotyku.
Wybrałem
numer Luhana po raz kolejny. I znowu nie odebrał.
Wszedłem
do sypialni i stwierdziłem, że od mojego przyjazdu za wiele się w niej nie
zmieniło. Nieskończony rysunek jelenia z jego oczami wciąż leżał na
biurku. Kawałki podartego portretu, które przedstawiały go walały się po
podłodze. Zapasowa paczka fajek, tych, które on palił, spoczywała spokojnie na szafce przy łóżku, na
którym usiadłem. Pościel była zimna i znowu zadrżałem.
Do:
Luhan
Mówiłeś, że zjawisz się zawsze, kiedy będzie mi źle.
Myślałem,
że tym razem poczekam na odpowiedź dłużej, ale tak się nie stało.
Od:
Luhan
Masz rację, Sehun. Mówiłem tak.
Sięgnąłem
po fajki. Gdzieś w szufladzie znalazłem działającą zapalniczkę. Odpaliłem
jednego i wsadziłem do ust, kładąc się plecami na materac. Zaciągnąłem się,
słysząc swój świszczący oddech, zanim poczułem ucisk w gardle i pieczenie w
oczach.
Do:
Luhan
Źle mi.
Miałem
nadzieję, że minie piętnaście albo dwadzieścia minut i usłyszę jego kroki
przemierzające przedpokój, uprzedzające poruszoną klamkę i otwarcie drzwi od
sypialni. Palilibyśmy cały wieczór i pół nocy, słuchając muzyki i brzmiało to
tak cholernie naiwnie. Nie miałem siły płakać, więc tego nie robiłem. Czułem
jedynie łzy w kącikach oczu.
Uzmysłowiłem
sobie, że samo kochanie go nie jest trudne. Ciężkie jest kochanie go w
samotności, tak po prostu. I znoszenie brudnej szarości oraz niczego poza nią.
Nie
wiem nawet, kiedy zacząłem mierzyć czas ilością papierosów, tak samo jak nie
wiem, w którym momencie skala tego, co czułem do niego zaczęła być określana w
stopniu mojej tęsknoty za nim.
**
Luhan
kilka razy cytował Osho i mówił, że jeśli kocha się kwiaty, to nie powinno się
ich wyrywać. Ponieważ jeśli je wyrwiesz, umrą, a zdaje się, że są tym, co
kochasz. Więc jeśli kochasz kwiaty, pozwól im być. Miłość nie polega na
posiadaniu. Miłość polega na wdzięczności (ciąg dalszy cytatu Osho, dop. aut.).
Raz
nawet zapytał mi się, czy się z tym zgadzam. Odpowiedziałem, że tak. Potem
chyba wciąż się z tym zgadzałem, ale czułem, że jestem w dziwnej sytuacji związanej
z tymi słowami. Ponieważ Luhan był w taki sposób, jakby w ogóle go nie
było. W dodatku sam nie pozwalał mi ani go posiadać, ani być mu wdzięcznym.
**
Poranek
był zimny. A ja nigdy nie lubiłem zimnych poranków.
Niebo
przysłaniała mdląca warstwa szarych chmur, a ostre powietrze chyba zamroziło
wszystkie moje emocje.
Desperacko
próbowałem uniknąć tras, które przemierzaliśmy razem z Luhanem i właśnie przez
to uświadomiłem sobie, jak wiele czasu poświęciliśmy na spacery – ponieważ
ciężko mi było znaleźć drogę, której nie pamiętałbym z naszych wcześniejszych
spotkań.
Przechodziłem
niedaleko parku, kiedy wracałem do domu, z którego musiałem wyjść, by zrobić
zakupy – tego samego parku, w którym byłem kiedyś z nim.
Przysiadłem
na ławce i zapaliłem papierosa, nie przejmując się tym, że prawdopodobnie zaraz
zacznie padać. Doszedłem do wniosku, że minęło naprawdę dużo czasu odkąd
ostatni raz siedziałem gdzieś samotnie poza domem.
Obserwowałem
bez większego skupienia przechodzących ludzi, aż w końcu mój wzrok utkwił w
mężczyźnie, który jakby na zawołanie przystanął naprzeciwko mnie.
-
Źle pan wygląda – powiedział na dzień dobry. Rozrzucone na wszystkie strony
blond włosy, podkrążone oczy, wątła sylwetka, czarna skórzana kurtka zarzucona
niechlujnie na ciemną koszulkę i szlug w dłoni.
-
Bywa – odpowiedziałem.
Spojrzał
na mnie drwiąco. Zaśmiał się i usiadł obok.
-
Nieciekawa sytuacja, mam rację?
-
No tak. – Wyrzuciłem papierosa na mokrą kostkę i przydepnąłem go butem.
-
Te są o wiele lepsze. – Przez chwilę nie wiedziałem o co mu chodzi, dopóki nie
zerknąłem na niego ponownie. W wyciągniętej do mnie dłoni trzymał paczkę fajek.
-
Naprawdę?
-
Uwierz mi, wiem co mówię. – Wreszcie darował sobie to bezsensowne zwracanie się
do mnie na pan.
-
I nie chcesz ich? – zapytałem.
-
Nie będą mi potrzebne, chyba rzucam palenie – wydawało mi się, że chyba
poinformował o tym samego siebie, a nie mnie.
-
A co jeśli jednak zrezygnujesz?
-
Mam kilka paczek w domu.
-
Aha – odpowiedziałem krótko. W głowie miałem milion innych wersji odpowiedzi,
wybrałem tą najprostszą.
Odebrałem
od niego papierosy i podziękowałem, wrzucając je do jednej z toreb, które
trzymałem.
Uśmiechnął
się w dziwny sposób, podziękował za przyjęcie fajek i pożegnał się, a potem
odszedł. Chyba cały był dziwny.
Kiedy
wróciłem do domu, byłem już cały mokry. Deszcz złapał mnie, kiedy do domu
pozostało mi jakieś pięć albo dziesięć minut drogi.
Przebrałem
się i wstawiłem wodę na herbatę, a potem usiadłem w kuchni i otworzyłem tamte
szlugi. Wyciągnąłem jednego papierosa i obejrzałem go dokładnie z każdej
strony. Zauważyłem, że na jednej ze stron napisane było czarnym pisakiem
,,Memories’’. Nie wiem dlaczego mnie to nie zdziwiło, ale odłożyłem go na blat
stołu i wysypałem z paczki pozostałe pięć z napisami ,,Lucky’’, ,,Love’’,
,,Pain’’, ,,Miss’’ i ,,Goodbye’’.
Coś
zmusiło mnie, żeby wybrać tego z ,,Pain’’. Kiedy odnalazłem zapalniczkę,
odpaliłem go i zaciągnąłem się. Rzeczywiście byłby dobry, może nawet lepszy od
tych, które paliłem, gdyby nie to, że tamte kojarzyły mi się z Luhanem.
Spojrzałem
w okno, wypuszczając dym z ust i pomyślałem o tym, co teraz robi, jaką książkę
czyta albo jakiej piosenki słucha. Jaki ma nastrój, czy za mną tęskni. Oraz o
tym, co myśli, kiedy przywołuje pamięcią jezioro, nad które mnie zabrał i nasz
pierwszy pocałunek.
Potem
do głowy przyszedł mi tamten gość, którego spotkałem. Pozbawione sensu jałowe
rozmowy przywołały mi na myśl początki tego, co aktualnie łączyło mnie z
Luhanem.
Za
oknem wiał silny wiatr, miałem wrażenie, że robi mi się zimno na sam jego
widok.
Wyłączyłem
wodę i zalałem nią herbatę malinową. Zorientowałem się, że nawet smak herbaty
mi się z nim kojarzył. Potem wróciłem do stołu i zacząłem zbierać porozrzucane
fajki, by włożyć je z powrotem i dopiero wtedy zauważyłem, że w środku paczki podany
był adres, data i godzina.
**
Nie
wiem co tknęło mnie, by tam pójść. Może po prostu chciałem na chwilę złapać się
pierwszego lepszego koła ratunkowego, które odciągnęłoby mnie od tego
wszystkiego, co we mnie siedziało.
Okolica
była cicha, ale nie prezentowała się zbyt dobrze. Blok, pod który dotarłem
wydawał się być niecodziennie opustoszały. Echo rozchodziło się przerażająco po
wszystkich piętrach, kiedy wspinałem się po schodach.
Mieszkanie
numer osiemnaście – ze zniszczonej plakietki wiszącej na drzwiach nie szło już odczytać
nazwiska osoby, która je wynajmuje. Po krótkiej chwili zapukałem, orientując
się, że na ścianie nie ma dzwonka.
Przez
dłuższą chwilę nikt nie otwierał i pomyślałem, że może pomyliłem adresy. Przeczekałem
chwilę i miałem już zamiar odejść, kiedy w drzwiach stanął ten sam dziwny
blondyn.
-
Jesteś – zauważył.
-
Jestem – powiedziałem.
Szerzej
otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Ściągnąłem buty i rozejrzałem się
dookoła. Ani jedno światło w szarym i dość pustym mieszkaniu nie było zapalone.
-
Więc jest naprawdę źle? – zapytał.
-
Słucham? – Nie zrozumiałem.
-
Szczytem desperacji jest przyjście do mieszkania całkiem obcego faceta,
spotkanego przypadkiem na ulicy. Nawet nie wiesz jak się nazywam.
-
Cóż, racja – przyznałem.
-
Doskwiera ci samotność, prawda? – zapytał, wchodząc w głąb mieszkania. – Może
też trochę za kimś tęsknisz? Tak, na pewno za kimś tęsknisz – ciągnął. – Znając
życie pewnie coś jeszcze nie daje ci spokoju.
-
Skąd ta pewność?
-
Nie mam pewności.
-
Więc zgadujesz?
-
Zgaduję.
Przytaknąłem.
Poprowadził mnie do dużego pokoju. W kącie stało łóżko, na środku mały
stół, a za nim niewielka kanapa. Przy oknie stał telewizor, a naprzeciwko niego
szafa. Śmierdziało dymem papierosowym. Więc jednak nie rzucił palenia.
-
Tamte papierosy są naprawdę dobre – powiedziałem bez entuzjazmu.
-
Mówiłem – odpowiedział mi tym samym tonem.
Podszedł
do szafki, na której stał telewizor. Otworzył ją i wyciągnął z niej małe
pudełeczko. Potem podniósł się na równe nogi i stanął ze mną twarzą w twarz.
-
Co to jest? – zapytałem, obserwując jak otwiera metalowe wieczko.
-
Coś jeszcze lepszego niż tamte fajki.
-
Jak ci na imię?
-
Zitao.
Miał być xiuhan, wyszedł taohun, shit. Idzie zupełnie niezgodnie z planem. Dobra, nie oszukujmy się, nie trzymam się planu od bardzo dawna... :/
edit: Wesołych świąt, misiaczki! Smacznego jajka, dobrego humoru, mile spędzonego czasu z rodziną i udanego wypoczynku!
Jestem niemal pewna, że w tym metalowym pudełeczku, to narkotyki :/ jakoś szczególnie nie przepadam za taohunem, ale od ciebie wszystko nabiera sensu, nawet hunhan mi się podoba. Cholera, twój styl pisania i wgl fabuła mnie powala :/ Też tak chcę ;; Poza tym.... Gdzie jesteś, Luhan? Pojaw się, bo mam wrażenie, że Sehun stoczy się na samo dno... chyba. Dobra, nie jestem niczego pewna, ale te opowiadania cholernie mi się podoba i nie mogę go przestać czytać.
OdpowiedzUsuńWeny.
Poza tym także życzę wesołych świąt wielkanocnych ;3
Pozdrawiam.
Taki taohun, ale licze ze nadal główną parą jest hunhan i hunhan bęzie bardzo bardzo :D Bardzo lubię twój styl pisania, interesujaco odziałowywuje na moją psychikę i wyobraźnię :) Idealnie mi się czyta to co piszesz. Czekam z niecierpliwościa na kolejne części i pozdrawiam! Życzę smacznego jajka ;)
OdpowiedzUsuńhi, yume.
OdpowiedzUsuńjuż ci się pochwaliłam jak wyglądała moja reakcja na to cudo. ech, aż nawet nie wiem co napisać, dłonie mi się trzęsą, a jedyne, co przychodzi mi do głowy to "o fuck, to jest cholernie idealne, chcę więcej".
yas.
// Luhan, ty idioto. Dlaczego on jest tak perfekcyjny, aż mnie skręca przy czytaniu. Sytuacja się zagęszcza, ale to jest super, bo aż... ych. Jakoś czułam, że tym nowym bohaterem będzie Tao, serio. On ma wygląd takiego mężczyzny. I te papierosy... boże, co za cudowny pomysł.
dlaczego hie jest tak mocno naweniające? Aż mam ochotę otworzyć worda i pisać, pisać, pisać i pisać. Mam nadzieję, że ty też piszesz. Albo hie, albo taehana. ;(((
idę feelsować w swoim pokoju, zawinięta w kołdrę. Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna.
levs. ♥
aaaaaa TaoHun jest *jej*
OdpowiedzUsuńto opowiadanie wprowadza mnie w stan deprechy, pomimo że je kocham za ten klimat. Pisze to już któryśtam raz, ale podziwiam Cię, za napisanie tego ff
weny życzę i czekam na dalsze rozdziały~~
Moje serce boli, nienawidzę taohuna chyba bardziej niż xiuhana, ugh, w sumie to nienawidzę wszystkiego, więc ca za różnica...
OdpowiedzUsuńTen taohun wybił mnie z tropu i całego mojego nastroju, więc już nie wiem, co poczułam, co mnie zainteresowało. W głowie mam teraz tylko Tao i to, jak bardzo pragnę, bo to nie zniszczyło hunhana. :<<< Bo to opowiadanie jest piękne i je kocham i po prostu tego nie chcę . ;<<<
ja tu czekam helooo, hunhan nr.1 co nie XD fajne to było no chcesz zajarać to choć XD pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award, więcej informacji tutaj: http://hun-han-couple.blogspot.com/2015/05/liebster-award.html
OdpowiedzUsuń