Witam państwa, przybywam wreszcie z hie! Rozdział świeżo napisany i świeżo sprawdzony - jeszcze cieplutki, że tak powiem (za ewentualne przeoczone niedociągnięcia przepraszam, zostaną poprawione prawdopodobnie jutro!). Krótki, bo krótki, ale szykuję coś nowego. >c Edit: 80 obserwatorów. Dziękuję, jesteście niesamowici.
Kiedy otworzył pudełko, wyciągnął z niego małą,
plastikową paczuszkę. Taką, do jakiej chowa się dowody przestępstwa podczas
śledztwa. Zaszeleściła niemal niedosłyszalnie, kiedy pomachał nią przed moją
twarzą. W środku znajdowały się pastylki.
-
Już wiesz co to? – zapytał. Ecstasy.
Podał
mi opakowanie. Przez głowę przeszedł mi cień wątpliwości, mignęła mi
uśmiechnięta twarz Luhana, zanim pomyślałem, że nic aktualnie nie ma znaczenia.
**
-
Jesteś geniuszem – wyspałem, po raz kolejny szturchając go w ramię. – Ty i te
jebane tabletki.
Śmiałem
się, chociaż nie do końca wiedziałem z jakiego powodu. Jedyne co wiedziałem, to
że nigdy nie czułem się lepiej, że nigdy nie miałem w sobie więcej siły i
energii niż po wzięciu tego.
-
Do cholery, co ja tu jeszcze robię? Powinienem być pod domem Luhana i krzyczeć
pod jego oknem, że jeśli już tak ciągnęło go do zdobycia mojego serca, to niech
się nim teraz, kurwa, zaopiekuje, Zitao!
Turlałem
się po łóżku, głośna muzyka dudniła w moich uszach. Wziąłem mniej niż blondyn, tak
mi się wydaje, bo on wciąż czuł się gorzej niż ja. Miałem wrażenie, że to
świństwo wciąż płynęło w naszej krwi, ale już powoli nas opuszczało. Dlatego
cała euforia znikała.
-
Sehun. – Pochylił się nade mną, kiedy siedziałem chwilę w miejscu. Mocno zacisnął
palce na moich ramionach i przez chwilę chciałem odepchnąć jego ręce, zupełnie
jakby tylko Luhan miał prawo do mojego ciała. – Opowiedz mi o nim!
Popchnął
mnie do tyłu, a ja bez oporów położyłem się plecami na materacu starego łóżka.
Wspiął się na mnie i przykrył swoim ciałem. Odchyliłem głowę w bok.
-
Wiesz – zawahałem się – on jest jak zachód słońca. Jak niebo. Potrafisz
wyobrazić sobie różnokolorowe smugi chmur na tle ciemniejącego nieba, prawda?
-
No tak.
-
On jest właśnie jak taki obraz.
-
Czemu porównujesz go do chmur i nieba? I czemu akurat o zachodzie słońca? –
Rozejrzał się dokładnie na wszystkie strony, ale chyba nie znalazł tego, czego
szukał. Wzruszył ramionami, mrucząc coś sam do siebie i spojrzał na mnie.
-
Ponieważ oddałbym wszystko, żeby po raz kolejny zobaczyć, jak ten widok odbija
się w jego oczach.
Tao,
bo tak kazał się nazywać, popatrzył na mnie dziwnie, a potem, kiedy minęło
kilkanaście dłużących się sekund, objął mnie i przytulił.
-
Sehun, to jest takie piękne. – Miałem wrażenie, że zaszlochał.
**
Plan
dnia zupełnie się przestawił. Kiedy zasypialiśmy, za oknem robiło się jasno.
Kiedy obudziliśmy się, było już zupełnie ciemno.
Nie
do końca wiedziałem, która była godzina. Wydawało mi się, że Tao nie ma ani
jednego zegarka w domu, a mój telefon leżał zdecydowanie za daleko, abym mógł
po niego sięgnąć.
Czułem
jak kręci mi się w głowie. Suchość w gardle chyba potęgowała mdłości, które mi
towarzyszyły i wiedziałem, że gorzej mi już być nie może.
Jakieś
dwadzieścia minut później przed oczami mignął mi obraz szklących się oczu
Luhana, kiedy Zitao proponował mi, żebym wziął kilka tabletek do domu i
odmówiłem.
**
Do:
Luhan
Chyba
potrzebuję cię jak jasna cholera.
Minęła
godzina odkąd wysłałem wiadomość, a on wciąż nie odpisał, zupełnie jakby
naprawdę nie istniał – jakby nigdy go nie było.
Wreszcie
odrzuciłem telefon i spojrzałem w stronę okna. Było szaro i mgliście – o dziwo
ten widok chyba zaczynał prezentować się coraz piękniej.
Przymknąłem
oczy i spróbowałem odtworzyć go w swojej głowie – to, jaki był na samym
początku i na samym końcu. Jak otwarty, ale wciąż niedostępny potrafił
być jednocześnie. Sposób w jaki się poruszał, barwę jego głosu, smak jego ust i
to, jak cudownie było czuć jego dotyk. I to wszystko wydawało się być tak
cholernie odległe i niedostępne, niemożliwe do doświadczenia.
Zrozumiałem,
że nie można od tak potrafić udawać, że ktoś nie istniał, bo to dzieje się niezauważalnie
– powoli, etapowo. Wyparcie się czyjejś realności jest jak schody – brniesz dalej i czujesz się coraz
bardziej zmęczony, ale jesteś coraz bliżej celu, coraz bliżej końca.
I
kiedy tak o tym myślałem, ponowne sięgnięcie po telefon było całkiem
spontaniczne. Moje palce same wybrały jego numer. Może po prostu podświadomie
chciałem udawać, że nic się nie dzieje – że jest piątek, że popołudniu znowu
się spotkamy, że zapalimy papierosa i wypijemy kawę, a on opowie o czym
niezwykle zwyczajnym, co sprawi, że poczuję, że żyję.
Ale
nie przypuszczałem, że sygnał w pewnym momencie się urwie.
-
Odebrałeś – szepnąłem do telefonu. Chyba sam do końca nie wierzyłem.
-
Odebrałem. – Coś ścisnęło mnie w żołądku, kiedy usłyszałem jego głos. Zachciało
mi się płakać.
-
Dlaczego? – zapytałem.
-
Nie wiem. Miałeś udawać, że nie istnieję.
-
Udaję.
-
I co?
-
I czuję, jakbym oszalał.
Przez
chwilę nic nie mówił. Wsłuchiwałem się w ciszę, którą przerwał dźwięk
zapalniczki. Oddychało mi się jakby ciężej.
-
Sehun – powiedział moje imię i wszystko przestało się liczyć. Zamknąłem oczy i
poczułem łzy pod powiekami. – To wcale nie miało tak wyglądać.
-
Powiedz mi – wziąłem drżący oddech – czy cokolwiek miało wyglądać tak, jak
wygląda teraz?
-
Przepraszam.
-
Tyle razy przepraszasz. Nie chcę tego słuchać.
-
Sehun?
-
Tak?
-
Źle ci?
-
Chyba, trochę.
Przytaknął
mi tylko i powiedział, że mam spróbować zasnąć. Nie chciałem, ale obiecał, że
rozłączy się dopiero, kiedy nie odpowiem na jakieś cholerne pytanie. I
zasnąłem, chyba nawet dość szybko.
Prawdopodobnie
czułem się spokojniejszy. A raczej mniej niespokojny. Czułem, że go
odzyskuję, ale wciąż go nie miałem. To nieco bolało.
I
kiedy się obudziłem, wszędzie było całkiem ciemno. Nie wiem, jak długo leżałem,
bezczynnie patrząc w sufit, ale czułem, że czas nie istnieje, więc to było
nieistotne. Istniałem tylko ja i moje myśli i, prawdę mówiąc, miałem wrażenie,
że za chwilę zmaterializują się – że chaos, który powstał w moim umyśle
przybierze rzeczywistą formę.
Zegarek
wskazywał pięć minut po północy. Pięć. Pięć mnie olśniło i sięgnąłem po
telefon. Nie miałem odwagi zadzwonić, nie miałem odwagi powiedzieć tego
wszystkiego na głos, więc napisałem.
Do: Luhan
Hej, Luhan.
Dzisiaj mija pięć miesięcy odkąd się poznaliśmy. Pięć miesięcy odkąd rozmawiamy.
Pięć miesięcy odkąd palimy wspólne fajki, słuchamy razem muzyki. Pięć miesięcy
odkąd cię kocham. Bo to trochę głupie, ale mam wrażenie, że kocham cię od
samego początku. Chociaż mam prawo tak myśleć, skoro od tego czasu to zawsze
byłeś ty. Byłeś w mojej głowie cały czas. Byłeś, kiedy jadłem. Byłeś, kiedy
szedłem spać. Byłeś, kiedy noce były bezsenne, później, rano - też byłeś. Byłeś
kiedy rysowałem. Byłeś, kiedy siedziałem na uczelni. Byłeś, kiedy pracowałem. Byłeś
o drugiej nad ranem. Byłeś o czwartej popołudniu. Byłeś, kiedy paliłem. Byłeś
zawsze. Zawsze jedynie ty. Ty, ty, ty i ty, tylko i wyłącznie.
- Teraz też
jesteś, chociaż w sumie cię nie ma – dopowiedziałem sobie w myślach, kiedy
wysłałem wiadomość.
Może nie
chciałem mówić na głos tego, że najzwyczajniej w świecie było mi ciężko. Może
nie chciałem nawet o tym myśleć, ale w tamtym momencie to do mnie dotarło z
podwójną siłą. Po prostu nie radziłem sobie bez niego.
To
był chyba jakiś niesamowity przejaw mojej desperacji, kiedy zdecydowałem, że
wyjdę z domu o tak nieludzkiej porze. Chyba miałem nadzieję, że kiedy wrócę,
będę mniej trzeźwy i mniej samotny niż byłem wtedy.
To bardzo mnie przytłacza. Czuje taki wewnętrzny ból, jaki czuje Sehun. Cieszę się, ze nic nie wydarzyło się pomiędzy Tao i Sehunem, bo chyba czułabym jeszcze większy ból. To, co powiedział Sehun o Luhanie, o zachodzie w oczach, to najpiękniejszy moment w całym tym rozdziale. Gdyby ktoś tak powiedział względem mnie, to chyba oddałabym mu się bezgranicznie.
OdpowiedzUsuńKocham w jaki sposób opisujesz całą tę historię. Uwielbiam stworzony w niej klimat. Emocje same do mnie przychodzą, kiedy tylko na bloggerze widzę, że jest update. Aż mi źle, jak pomyślę, że zaraz koniec.
Chyba nie chcę koca tak samo, jak Sehun nie chce końca u siebie. :<<<<<<
kc Ciebie i to opowiadanie
od razu mówię, że komentuję z telefonu, więc nie nienawidź mnie. ;; chyba po prostu nie mogłam się powstrzymać od wejścia na twój blog, ten rozdział chyba będzie moim ulubionym (mówię to pod każdym, ale coraz to nowsze są jeszcze lepsze i... just fuck u, jume i twój talent pisarski.), uderzyłaś w moją ukochaną tematykę. Po raz pierwszy przeczytałam rozdział tylko raz, bo chyba więcej uczuć z hie bym nie zniosła. XD
OdpowiedzUsuńO ile ja zbytnio nie przepadam za Tao, tak tutaj zdobył moje serce i nie chce wypuścić. Jego zachowanie w stosunku do Sehuna; life goal, rzeknę.
Ta wiadomość do Luhana... zraniłaś moje pełne alergii oczy i po prostu się rozpłakałam, bo idealnie mogłam wczuć się w Sehuna, bardzo wyraźnie czułam jego emocje i było to po prostu piękne. Czekaliśmy, bo czekaliśmy, ale cholera - było warto. Jestem w stanie czekać jeszcze dłużej na kolejny, jeżli dasz takie cuda jak to.
Powodzenia w pisaniu.
levs.
To takie piękne, matko Luhan wróć pliska, bo Sehun tu umiera, całe te ich teksty i te uczucia, kocham to. Na prawdę warto czekać na nowe rozdziały Y.Y Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ... to takie cudowne cieszę się że między sehunem i tao nic się nie wydarzyło bo tego to bym nie wybaczy ... czuję ten ból sehuna ale nie tylko ponieważ czuję też ból luhana który tak naprawdę też jest bardzo duży i wiem że on kocha sehuna kocham hunhana oby było tego więcej ... kocham cię za to opowiadanie czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńMam jedno ważne pytanie. Czy skończysz kiedyś to opowiadanie? ;-; Błagam. Jest to jedno z niewielu opowiadań, które wryło mi się w głowie i sercu i nadal czekam na dalszą część. ;-;
OdpowiedzUsuńWchodzę co jakiś czas z nadzieją, że status zmieni się na zakonczone, a ja pochłonę je całe nie zważając na to czy mam jakieś obowiązki. :)
UsuńNadal czekam. ♥ xD
UsuńDalej tu jestem. xDDD ♥
UsuńI w 2018 też tu jestem, chociaż już się pogodziłam, że to ff nie żyje ;-;
Usuń